Radio Białystok | Wiadomości Studio Suwałki | Podłogi i sufity znowu się zatrzęsą - felieton Tomasza Kubaszewskiego
autor: Tomasz Kubaszewski
Czy ktoś jeszcze pamięta te wojny, jakie toczyły się także w naszym regionie o wiatraki? Choćby z dziesięć lat temu. Bywałem na takich gminnych sesjach, gdzie aż podłogi i sufity trzęsły się od emocji.
Mieszkańcy nie zgadzali się na instalowanie wiatraków, bo obawiali się negatywnego wpływu na zdrowie, a także zaśmiecania krajobrazu gigantycznymi konstrukcjami. Raz ludzie wygrywali, raz nie. W tej branży krążyło sporo pieniędzy. Niektórych stać było nawet na robienie tzw. czarnego PR oponentom i skutecznie przymilanie się choćby wójtom.
Powodem każdej z tych wojen, które wybuchały praktycznie wszędzie tam, gdzie tego typu inwestycje planowano, była odległość wiatraków od ludzkich siedlisk. A zdarzało się, jak choćby na Suwalszczyźnie, że miały znajdować się nieco ponad 200 metrów od domów. Jednak żadne konkretne przepisy tego nie regulowały. Ówczesna władza nie reagowała, ale sama przyznawała, że tak być nie powinno. Znalazłem taką sejmową wypowiedź z lutego 2014 roku wiceministra gospodarki w rządzie Donalda Tuska Jerzego Witolda Pietrewicza. Cytuję: "Wydaje się, że odległością gwarantującą zarówno dotrzymanie norm hałasu, jak i zminimalizowanie potencjalnych uciążliwości z nim związanych oraz ograniczającą do minimum wpływ emisji pola elektromagnetycznego i efektu migotania cieni jest dla mieszkańców odległość nie mniejsza niż 2-4 kilometry".
No to jeszcze wspomnę o raporcie z 2016 roku Najwyższej Izby Kontroli, kierowanej wtedy przez związanego z PO Krzysztofa Kwiatkowskiego. Główne ustalenia - wiatrakowe przepisy i ich stosowanie nie zabezpieczają interesów społeczności lokalnych, dochodzi do omijania prawa, należy wprowadzić do systemu prawnego kryterium odległościowe.
PiS to właściwie zrealizował. Dzisiaj wiatraki nie mogą znajdować się w bliższej odległości od domów niż 10-krotność wysokości danej konstrukcji. W praktyce może to oznaczać nawet 2 kilometry. Ale - ponoć - jeśli tak zostanie, to i z tego powodu Polska może nie otrzymać pieniędzy z KPO. No więc rząd zaczął kombinować. Najpierw 500 metrów, teraz - 700. A opozycja grzmi, że 700 to za dużo. Bo tak chce branża wiatrakowa. A co tam mieszkańcy… .
Ktoś oczywiście na tym interesie zarobi, ale ktoś, niestety, straci. Jak nic szykują się takie same wojny, jak 10 lat temu.