Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces apelacyjny białostockiej lekarki oskarżonej o narażenie życia pacjentki
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w czwartek (20.02) proces odwoławczy lekarki nieprawomocnie skazanej przez białostocki sąd na grzywnę i czasowy zakaz wykonywania zawodu za nieumyślne narażenie życia pacjentki przewożonej karetką, w której były problemy z aparaturą. Nieprawomocne wyroki zaskarżyły wszystkie strony.
Prokuratura chce wyższej kary, obrona uniewinnienia
Prokuratura wnioskuje w tym procesie o wyższą karę dla oskarżonej: roku pozbawienia wolności z zawieszeniem na dwa lata, a także pięcioletniego zakazu wykonywania zawodu; pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego wniósł o zadośćuczynienie dla bliskich zmarłej. Natomiast obrona chce uniewinnienia lub uchylenia wyroku i zwrotu do sądu pierwszej instancji. Wyrok ma być ogłoszony w przyszłym tygodniu.
Pacjentka z chorym sercem
Sytuacja dotyczy zdarzeń sprzed blisko sześciu lat, gdy do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku trafiła pacjentka chora na serce. Lekarze zdecydowali, że konieczny jest szybki przeszczep. Miał on być przeprowadzony w Warszawie. Ze względu na stan pacjentki wykluczono transport śmigłowcem, szpital zamówił więc karetkę w prywatnej firmie, z którą już współpracował i – by jeszcze skrócić czas dojazdu – poprosił policję o pilotaż. Podczas jazdy pojawiły się problemy z aparaturą medyczną w karetce, musiała ona dwa razy się zatrzymywać.
Gdy karetka dojechała do Warszawy, pacjentka była nieprzytomna. Zmarła w stołecznym szpitalu dziesięć dni później.
Biegli wskazali na nieprawidłowości w czasie transportu
Śledztwo Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe trwało kilka lat, przede wszystkim śledczy oczekiwali na opinie biegłych. Wskazali oni na nieprawidłowości w czasie transportu, związane z nienależytą kontrolą urządzenia monitorującego pracę serca i poziomu napełnienia butli z tlenem, koniecznym do utrzymania pacjentki przy życiu, co skutkowało tym, że karetka musiała się zatrzymywać po drodze, a to wydłużyło czas dojazdu.
Lekarka przed sądem
Ostatecznie lekarce z karetki – jako osobie zobowiązanej do dołożenia należytej staranności przy udzielaniu świadczenia zdrowotnego – śledczy zarzucili, że nieumyślnie naraziła pacjentkę, która była w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i wymagała jak najszybszego dowiezienia do ośrodka kardiologicznego na pogorszenie – i tak złego – jej stanu zdrowia.
Proces przed Sądem Rejonowym w Białymstoku odbywał się z wyłączeniem jawności, po uwzględnieniu wniosku rodziny zmarłej 44-letniej kobiety i obrońcy oskarżonej lekarki. Z tego powodu sąd, który nieprawomocnie skazał oskarżoną na 8 tys. zł grzywny i dwuletni zakaz wykonywania zawodu, wyłączył też jawność uzasadnienia wyroku.
W czwartek podczas procesu odwoławczego rodzina zmarłej nie wniosła wniosku o wyłączenia jawności, dlatego Sąd Okręgowy w Białymstoku, przed którym toczył się proces, zdecydował o jawności rozprawy.
Prokuratura: lekarka miała wiedzę o stanie pacjentki
Prokuratura zaskarżyła wyrok w całości. W jej ocenie, oskarżona miała świadomość popełnienia przestępstwa. Prokurator Weronika Rybnik mówiła, że lekarka przed rozpoczęciem transportu miała wiedzę o stanie pacjentki i jej krytycznym położeniu, a także o tym, że transport musi odbyć się jak najszybciej z uwagi na ryzyko śmierci przewożonej kobiety.
Zdaniem prokuratury, oskarżona mimo posiadanej wiedzy i sprawowania nad nią nadzoru, spowodowała dwukrotne zatrzymanie karetki na trasie, co wydłużyło transport. Rybnik wyliczyła, że za pierwszym razem chodziło o odczepioną elektrodę, a za drugim razem - przez niemonitorowanie butli z tlenem, konieczność jej wymiany. Prokurator powołując się na opinie biegłych wskazała, że to na oskarżonej lekarce ciążyła odpowiedzialność za transport i za stan pacjentki, a lekarka - jak oceniła prokuratura - całkowicie zbagatelizowała ciążące na niej obowiązki. "Oskarżona z premedytacją zaniedbała swoje obowiązki" - zaznaczyła Rybnik.
Żądania oskarżyciela kontra argumenty obrony
Przedstawiciel oskarżyciela posiłkowego nie zgadza się z rozstrzygnięciem sądu pierwszej instancji i domaga się orzeczenia środków naprawczych i zadośćuczynienia dla bliskich zmarłej: dla męża łącznie 25 tys. zł tytułem wyrządzonej szkody oraz zadośćuczynienia, a dla dla dzieci łącznie 45 tys. zł. Oskarżyciel posiłkowy chce też zmiany zakazu wykonywania zawodu na zakaz pełnienia danego stanowisko, w tym przypadku lekarza pracującego w karetce pogotowia.
Z apelacjami tymi, a także wyrokiem sądu pierwszej instancji nie zgadza się obrona. Mecenas Aldona Siejka uzasadniała, że lekarka cały czas przebywała przy pacjentce, monitorowała ją i zwracała uwagę na problemy z urządzeniami.
Obrona: oskarżona stała się niejako kozłem ofiarnym
W ocenie obrony, to nie lekarka odpowiadała za nadzór nad urządzeniami, a ratownik medyczny. Obrońca wskazała też na liczne niedociągnięcia, m.in. na niesprawne sygnały dźwiękowe w karetce, poruszanie się przez to wolniej podczas transportu, a także na brak odpowiedniego zaopatrzenia medycznego w karetce, czyli to, że butla z tlenem nie wystarczała na dojazd do miejsca docelowego. Obrońca powołując się na opinię biegłych mówiła, że wydłużenie transportu w żaden sposób nie wpłynęło na stan pacjentki, który był krytyczny. "Tak naprawdę pani oskarżona stała się niejako kozłem ofiarnym tej całej sytuacji" - podkreśliła mecenas.
Zdaniem obrony, także zasądzony zakaz wykonywania zawodu został nałożony bezpodstawnie. Mecenas mówiła, że to była jedyna sytuacja lekarki w całej jej karierze. Dodała, że od siedmiu lat lekarka przebywa na emeryturze i pracuje jako lekarka w izbie wytrzeźwień, a możliwość wykonywania zawodu jest dla niej ważna.