Radio Białystok | Wiadomości | Rozpoczął się proces mężczyzn oskarżonych o napaść na operatora w czasie protestów w Puszczy Białowieskiej
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku rozpoczął się w piątek (29.03) proces dwóch mężczyzn oskarżonych o napaść w lipcu 2017 roku na operatora telewizji Polsat, który w Puszczy Białowieskiej pracował przy materiale na temat prowadzonych tam wycinek drzew i protestów.
Jeden z zarzutów dotyczy naruszenia prawa prasowego
Jeden z zarzutów dotyczy naruszenia prawa prasowego, polegającego na użyciu przemocy "w celu zmuszenia do zaniechania interwencji prasowej polegającej na realizacji programu telewizyjnego dotyczącego wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej". Pozostałe to: uszkodzenie ciała zaatakowanego operatora, uszkodzenie kamery i zabór kart pamięci na szkodę Polsatu.
Śledztwo Prokuratury Rejonowej w Hajnówce trwało blisko półtora roku i dotyczyło zdarzenia z 29 lipca 2017 r., kiedy ekipa telewizji Polsat News realizowała materiał w Puszczy Białowieskiej. Trwały tam wtedy protesty aktywistów ekologicznych, na które negatywnie reagowali niektórzy pracownicy zewnętrznych firm (tzw. zakładów usług leśnych) pracujących przy wycince na zlecenie Lasów Państwowych.
Z aktu oskarżenia wynika, że na drodze Teremiski – Narewka do operatora Polsatu podjechał samochód, z którego wysiadło dwóch mężczyzn. Jak wynika z ustaleń śledztwa, jeden z nich najpierw uderzył w wizjer kamery, a potem zadał operatorowi cios pięścią w głowę. Ten włączył kamerę i zaczął uciekać, wzywając przy tym pomocy. Napastnicy ruszyli za samochodem (operator uciekał do rowu, by uniknąć potrącenia), po czym drugi z tych mężczyzn powalił go na ziemię, przygniótł kolanem głowę do ziemi i wykręcił ręce. Kamerę, która uderzyła o ziemię, gdy operator został przewrócony, zabrali i odjechali. Kiedy nie udało im się odtworzyć nagrania, zabrali karty pamięci. Ostatecznie kamerę i jej uszkodzone elementy odwieźli i zostawili przy drodze.
Operator trafił do szpitala
Operator trafił do szpitala z urazem kręgosłupa na odcinku szyjnym, potem ponad miesiąc był na zwolnieniu lekarskim. Policja zatrzymała obu napastników jeszcze w dniu napaści; to syn i ojciec, w wieku 22 i 48 lat. Okazało się, że byli pracownikami jednej z firm zajmujących się wycinką drzew w Puszczy Białowieskiej. Uszkodzenia sprzętu telewizyjnego na szkodę Polsatu zostały w śledztwie wyliczone na 14,3 tys. zł.
Obaj oskarżeni nie przyznają się do - jak to zgodnie mówili w piątek przed sądem - "tak sformułowanych zarzutów". Według ich wersji, nie było napaści, a jedynie próba "usunięcia w celu ochrony życia i zdrowia" mężczyzny z kamerą w ręce. - Bo próbował za wszelką cenę wtargnąć w miejsce, gdzie prowadzona była wycinka drzew, teren był oznaczony tablicami - mówił przed sądem starszy z oskarżonych.
Przepraszał pokrzywdzonego, który w sprawie ma status oskarżyciela posiłkowego (drugim jest sama telewizja Polsat) za "zaistniałą sytuację". - Sytuacja była nerwowa, napięta, działo się to wszystko szybko, nie miałem zamiaru nic kraść (...), po prostu wywiozłem kamerę poza teren prac - mówił oskarżony.
Powiedział też, że takie zachowanie, czyli usuwanie osób postronnych z miejsc prac, narzucają na zewnętrzne firmy Lasy Państwowe, zgodnie z umowami dotyczącymi też zabezpieczenia terenu. Podobne były, krótkie wyjaśnienia, drugiego z oskarżonych. - Ten pan był arogancki, nie przedstawił się. Tam był zakaz wstępu, było niebezpiecznie - mówił. On również przepraszał.
Sąd okręgowy rozpoczął postępowanie dowodowe
Sąd okręgowy rozpoczął w piątek postępowanie dowodowe. Zaatakowany operator Polsatu mówił, że wraz z dziennikarzem tej stacji realizował, w ramach obowiązków służbowych, materiał telewizyjny o trwających w Puszczy Białowieskiej wycinkach i towarzyszących im protestach. - Tego dnia byliśmy umówieni z aktywistami, którzy mieli wskazać miejsce nielegalnej wycinki, razem z kolegą i aktywistami ruszyliśmy w to miejsce - mówił przed sądem.
Jak relacjonował, szedł drogą szutrową mijając stojących przy niej pilarzy. Po kilkuset metrach podjechał do niego samochód, a kierowca zapytał go o to, co tutaj robi. "Ja powiedziałem: kim pan jest, żeby zadawać takie pytania?" - mówił. Wtedy z auta wysiedli dwaj mężczyźni, którym tłumaczył, iż jest umówiony z aktywistami ekologicznymi. Wtedy jeden z tych mężczyzn powiedział, że dalej nie pójdzie i uderzył rękę w wizjer kamery, a potem operatora w głowę. Ten odskoczył, włączył kamerę, próbował wezwać pomoc kolegi z innej telewizji i zaczął uciekać.
Pytany przez obrońcę oskarżonych przyznał, że nie miał w widocznym miejscu identyfikatora Polsatu (miał go w portfelu, nie był proszony o pokazanie), ale na kamerze było wyraźne logo stacji. Zapewniał, że poruszał się po drodze (do rowu wskakiwał w obawie przed potrąceniem), na której mijali go np. rowerzyści czy auta i nie wchodził w głąb lasu. Powiedział też, że w tym czasie nie były tam prowadzone żadne prace leśne grożące niebezpieczeństwem; przy drodze była tablica o zakazie wstępu do lasu, ale sama droga nie była odgrodzona.