Radio Białystok | Gość | gen. Waldemar Skrzypczak [wideo] - były dowódca Wojsk Lądowych RP
- Rosjanie chcą sparaliżować Ukrainę na całą jej głębokość - od wschodniej do zachodniej granicy - mówi gen. Waldemar Skrzypczak.
Ponad trzystu rakiet i dwustu dronów użyli w ostatnich dniach Rosjanie do ataku na ukraińskie terytorium. Nasi wschodni sąsiedzi bronią się przed tym zmasowanym atakiem agresora.
M.in. o tym z generałem Waldemarem Skrzypczakiem - byłym dowódcą Wojsk Lądowych RP rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Minionej nocy Rosjanie ponownie zaatakowali terytorium Ukrainy, zarówno pociskami, jak i dronami. To kolejny dzień zmasowanych ataków, są kolejni zabici i ranni cywile. Jakich przyczyn upatruje pan w tych zmasowanych ostatnio atakach Rosjan?
gen. Waldemar Skrzypczak: Generalnie w październiku Rosjanie dawali wyraźne sygnały, że zimą przystąpią do ofensywy. Oni w tej chwili prowadzą dwie ofensywy - jedną zaczepną operację powietrzną, to jest to, o czym pan mówi, czyli wykonują uderzenia rakietami i samolotami na infrastrukturę krytyczną Ukrainy. Chcą sparaliżować funkcjonowanie tego kraju, niszczą elektrownie, niszczą ujęcia wody, niszczą wszystko to, co zapewnia Ukraińcom normalne funkcjonowanie, czyli chcą sparaliżować Ukrainę na całą jej głębokość - od wschodniej do zachodniej granicy.
Jednocześnie prowadzą operację lądową, zimową operację lądową na kilku kierunkach jednocześnie, wypierając część oddziałów armii ukraińskiej z pozycji, które Ukraińcy zajmowali. Zatem to są dwie zgrane ze sobą ofensywy: powietrzna i lądowa, która mają za zadanie zniszczyć zdolności obronne Ukrainy.
Czy można powiedzieć, że ta inicjatywa jest teraz zdecydowanie po stronie Rosjan?
Rosjanie zbudowali swój potencjał militarny, Rosjanie w zasadzie od maja tego roku odbudowywali przewagę strategiczną i w tej chwili to oni mają inicjatywę. Zatem można powiedzieć, że oni są w tej chwili właścicielami inicjatywy operacyjnej, stąd te działania, które prowadzą przeciwko Ukrainie.
Takiego optymizmu, wydaje się przynajmniej w oficjalnym przekazie nie traci prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Zacytuję jego ostatnią wypowiedź dla „The Economist”: „Celem jest zabezpieczenie dotychczasowych i poczynienie kolejnych kroków na Morzu Czarnym, osiąganie dalszych sukcesów na Krymie i na południu. Nie mogę zdradzić szczegółów, ale zrobimy to”. I: „Obrona wschodu, ocalenie Charkowa, bardzo ważnych miast Ukrainy. Wojna w 2024 roku to nowy rozdział”.
Bardzo optymistycznie, ale czy realnie, panie generale?
No właśnie. Znam wypowiedzi prezydenta Zełenskiego z roku ubiegłego. Wszystkie te jego prognozy, jego zapowiedzi niestety, ale się nie sprawdziły. One nie miały miejsca, chociażby ta słynna operacja w Zaporożu, która miała być rozstrzygającą, miała doprowadzić wojska ukraińskie do brzegu Morza Azowskiego, o której to operacji mówił od lutego ubiegłego roku pan prezydent.
A zatem Ukraina nie ma potencjału do tego, żeby w tej chwili prowadzić jakiekolwiek operacje. Zgadzam się z tym, że w tej chwili Krym i Morze Czarne nie są rejonami czy akwenami, na których Rosjanie mogą prowadzić swobodnie działania bojowe, bo Ukraińcy im to skutecznie uniemożliwiają. Ale nie przesądzałbym sukcesów wielkich i zdobycia Krymu, ponieważ Ukraina nie ma potencjału militarnego do prowadzenia operacji zaczepnych, czyli do wyzwalania okupowanych terytoriów. I mieć nie będzie, ponieważ przewagę Rosjanie mają miażdżącą, a Ukraińcy nie robią nic takiego, co mogłoby wzmocnić potencjał armii ukraińskiej, chociażby nie przeprowadzili do dzisiaj mobilizacji – stracili co najmniej osiem miesięcy.
A z drugiej strony pod znakiem zapytania staje też kwestia dozbrajania przez Zachód, ale to zostawmy, bo to temat być może na oddzielną rozmowę. Natomiast optymizmu nie traci Władimir Putin - może nie optymizmu, a pewności siebie. W wystąpieniu w szpitalu wojskowym w Moskwie powiedział, że retoryka Zachodu zaczyna się zmieniać, bo Zachód zaczyna sobie zdawać sprawę, że nie może zniszczyć Rosji.
Tu nawet nie chodzi o niszczenie Rosji, bo nie było to celem Zachodu, żeby Rosję zniszczyć, on tylko sobie to przypisuje, żeby podnieść rangę tego zwycięstwa, które on zapowiada, nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Natomiast faktem jest, że Zachód ma problemy. Spójność tej koalicji wspierającej Ukrainę się chwieje, czego przykładem jest Słowacja czy Węgry, które w tej chwili blokują co tylko mogą blokować, jeśli chodzi o pomoc Ukrainie. To jest zła wróżba dla Ukrainy ale też i dla nas, ponieważ konsekwencje tego, że nie jesteśmy monolitem – NATO, Unia Europejska – zapłacimy my, szczególnie Polacy, którzy są w strefie przyfrontowej.
No właśnie – jesteśmy w strefie przyfrontowej, w związku ze zmasowanymi atakami rosyjskimi na Ukrainę wczoraj poderwano dwie pary myśliwców F16, poderwano też natowski tankowiec. To podobno nie jest nic nowego, natomiast zmienił się trochę przekaz medialny wojska. Nowy sposób komunikacji – podobnie było też z niedawnym incydentem z rosyjską rakietą, która wleciała z Ukrainy na terytorium Polski. Dowództwo wojska dość szybko zwołało konferencję prasową wraz z wicepremierem, ministrem obrony narodowej.
Czy zauważa pan zmianę sposobu komunikacji w Wojsku Polskim? Komunikacji z obywatelami.
Zdecydowanie tak i uważam, że tak powinno być zawsze, ponieważ obywatele mają prawo do wiedzy, do wiedzy o tym, co się dzieje. Nie wolno przed obywatelami ukrywać, że gdziekolwiek rakieta spadła lub cokolwiek się wydarzyło tego, co godzi czy uderza w nasze bezpieczeństwo. A zatem otwarta kurtyna i dobrze, że tak się dzieje.
Natomiast jeśli chodzi o wojsko – są to rutynowe działania, które przy tej mnogości rakiet, które nocami latają nad Ukrainą, rzędu 150 rakiet jednocześnie lata nad Ukrainą to jest to niepokojące i w związku z tym te pary dyżurne mają być w powietrzu po to, żeby ewentualnie w sytuacji, gdyby doszło do jakiegoś zagrożenia na większą skalę żeby swoją misję spełniły i być może nawet niszczyły te rakiety, które by leciały w naszą przestrzeń powietrzną.
Czy taka zmiana komunikacji, taka większa otwartość mówienia o tym, co dzieje się w wojsku – czy to jest być może jakiś oręż przeciwko rosyjskiej dezinformacji, która ciągle szuka wpływów w naszym kraju?
Zdecydowanie przegrywamy z Rosjanami wojnę informacyjną. Niestety, ale od przynajmniej kilkunastu lat, zarówno NATO, jak i my nie potrafimy zbudować strategii informacyjnej, która byłaby odpowiedzią na ofensywę informacyjną Rosjan. Wydaje się, że teraz jest czas na to, po zmianie wielu rzeczy, które miały miejsce w naszym kraju, żeby zbudować wspólnie z NATO taką strategię, która będzie zawsze odpowiedzią na ataki propagandy rosyjskiej.
Ale tu głównie chodzi o to, żeby informacje docierały do naszych obywateli, żebyśmy my byli utwierdzani w przekonaniu, że rząd, że armia są na tyle gotowe, żeby nas bronić przed agresją rosyjską, a nie możemy ulegać panice czy nastrojom defetystycznym, które niektórzy eksperci próbują nam wciskać.
Elementem wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję przeciwko Polsce, szczególnie nam tutaj ten element jest bliski na Podlasiu, są migranci, którzy przekraczają nielegalnie granicę polsko-białoruską. Czy tutaj widzi pan też jakieś szanse na zmianę, bo nowa władza zapowiada, że nie będzie pushbacków, a ta granica ma być jeszcze bardziej uszczelniana.
Na pewno trzeba ją uszczelnić. Uważam, że sposób rozwiązania naszych problemów jeśli chodzi o wojnę hybrydową moim zdaniem jeszcze nie jest doskonały i przed nim jeszcze wiele wyzwań. Po pierwsze to uważam, że trzeba by było utworzyć specjalne formacje, które by tej granicy strzegły, które zajmowałyby się tylko i wyłącznie strzeżeniem granicy. Natomiast wojsko powinno wrócić na poligony i powinno się przygotować do tego, do czego jest powołane – to jest sprawa pierwsza.
Pojawiają się coraz częściej informacje o tym, że mostem tranzytowym dla migrantów z Bliskiego Wschodu jest Turcja. Cóż stoi na przeszkodzie, żeby z Turcją, która jest przecież członkiem NATO, rozmawiać o tym, żeby przynajmniej w jakimś stopniu ograniczyć te przerzuty emigrantów do Białorusi. Bo jeżeli dzieje się to przez kraje nam sojusznicze, no to jest źle. Ale uważam, że to w tej chwili jest wszystko w rękach polityków i powinni podjąć zdecydowane działania takie, które by przekonały Erdogana, Turków do tego, żeby Ankara czy Stambuł nie były trasą przerzutową dla emigrantów, z którymi my później mamy problemy.
Ale to ofensywa zarówno u was, na Podlasiu, przez specjalne formacje do tego powołane, bo uważam, że taki powinien być kierunek zmian, po drugie te misje dyplomatyczne, które ukróciłyby w rejonie Bliskiego Wschodu transfer imigrantów do Białorusi.