Radio Białystok | Gość | Krzysztof Jurgiel [wideo] - były minister rolnictwa, europoseł
- Mamy w magazynach obecnie około 50 proc. zbóż przed sezonem i żeby to sprzedać, to trzeba zmniejszyć koszty. Rząd złożył wniosek do Brukseli o dopłaty.
Ukraińskie ziarno nadal zalega w polskich magazynach, a krajowe ceny skupu są niskie. Część zboża z Ukrainy, które miało przez Polskę trafiać do Afryki i na Bliski Wschód, pozostało na naszym rynku. To przyczyna protestów organizacji rolniczych.
- Rząd podjął już działania, żeby zażegnać ten kryzys - mówił w Polskim Radiu Białystok były minister rolnictwa, podlaski europoseł Krzysztof Jurgiel.
Rozmawia Michał Buraczewski.
Michał Buraczewski: Czy w Pańskiej ocenie kryzys na krajowym rynku zbóż da się szybko pokonać?
Krzysztof Jurgiel: Czy szybko, to trudno określić. Rząd podejmuje działania, które mają na celu zażegnanie kryzysu. Chodzi o to, że mamy w magazynach obecnie około 50 proc. zbóż przed sezonem i żeby to sprzedać, to trzeba zmniejszyć koszty. Rząd złożył wniosek do Brukseli o dopłaty do tony zboża, pszenicy i kukurydzy.
Można powiedzieć, to dopłaty to rozwiązanie doraźne, które ma pomóc polskim rolnikom, ale sezon powoli się rozkręca, będą żniwa i znowu staniemy przed tym samym problemem.
Tego, co będzie, do końca nikt pewnie nie wie. Prognozy są różne, natomiast trzeba pamiętać, że ceny zależą od cen światowych. Rola rządu jest taka, żeby dopłacić do kosztów produkcji tak, żeby ta produkcja była opłacalna. Rząd podjął takie działania. Od 1 stycznia 2023 r. weszła w życie nowa wspólna polityka rolna. Przewidziana jest rezerwa kryzysowa w wysokości 500 mln euro i o tę część rezerwy rząd się stara. Myślę, że dopłaty w wysokości 250 zł na Podkarpaciu i 200 zł w Podlaskiem mogą ten problem złagodzić i spowodować, że zboże zostanie sprzedane i wywieziono za granicę.
Ale by wychodzić z kryzysu, polskie służby zaostrzyły także kontrolę importowanego zboża z Ukrainy. Czy pańskim zdaniem ta reakcja nie jest spóźniona?
Można tak to oceniać. Natomiast chce powiedzieć, że potrzebna jest w Polsce jedna Państwowa Inspekcja Bezpieczeństwa Żywności. Pełniąc funkcję ministra rolnictwa, przygotowałem taką ustawę, która w 2017 roku została skierowana do Sejmu. Był to projekt rządowy, wtedy jeszcze premierem była pani Beata Szydło. Niestety, mój następca Ardanowski wyrzucił to do kosza i teraz mamy taki problem, że badanie bezpieczeństwa żywności na granicy czy rodzaju produkcji jest wykonywane przez kilka służb. Nie jest to skoordynowane i mamy problem, który teraz powstał.
Czyli postuluje pan nadal utworzenie jednej inspekcji?
Trzeba jak najszybciej skonsolidować te pięć inspekcji, żeby była jedna, tak jak jest w większości krajów Unii Europejskiej. Natomiast tutaj też można wprowadzić system SENT. Zgłosiłem to do rządu, do pana premiera Kowalczyka. Jest to kosztowny system, ale mógłby w jakimś sensie rozwiązać te problemy związane z nielegalną sprzedażą. System SENT to nadzór towarów. Tu jest ścisła ochrona, monitoring. I wtedy z Podkarpacia do Gdańska można by to kontrolować. Złożyłem też wniosek, już co prawda dwa miesiące temu i nie ma jeszcze odpowiedzi, na temat możliwości stosowania kaucji, a także wprowadzania ceł.
Kaucja miałaby polegać na tym, że byłaby pobierana od importera na granicy i oddawano wtedy, kiedy zboże trafiałoby na statek w porcie.
Tak. Druga sprawa to wprowadzenie ceł na pszenicę, bo te koszty muszą być wyrównane, dlatego jest to niezbędne. Minister rolnictwa prowadzi teraz rozmowy ze związkami zawodowymi. Ja też zgłosiłem część postulatów. Myślę, że zostaną wypracowane takie rozwiązania, które złagodzą ten problem.
Zmieniając temat. Wczoraj prezydent podpisał ustawę o planie strategicznym dla wspólnej polityki rolnej na lata 2023-27. Czy nowe zasady przyznawania pomocy finansowej mogą ucieszyć podlaskich rolników?
Nie jest to nic tak specjalnie nowego poza ekoschematami, bo przypomnę, że do tej perspektywy finansowej obowiązywało tzw. zazielenienie i cross-compliance. Zostało to połączone w jeden system warunkowości, zapisany oczywiście poprzez pewne wymagania i praktyki. I jedno utrudnienie jest takie, że 25 proc. środków, około 4 mld, przeznaczono na ekoschematy, czyli na praktyki korzystne dla środowiska. I to trzeba realizować.
Rolnicy już tym się interesują. Miałem ostatnie spotkanie z izbami rolniczymi. To jest przypomnienie, że za te praktyki, które nasi dziadkowie stosowali, nie płacono. Teraz mamy za to wynagrodzenie.
Ekoschematy to praktyki, które mają stworzyć warunki do uprawiania rolnictwa przyjaznego środowisku, ale czy nie niosą one ze sobą też więcej biurokracji? Mamy ekoschemat "rolnictwo węglowe". Jest tu osiem różnych praktyk, np. wymieszanie obornika na gruntach ornych w ciągu 12 godzin od aplikacji. Wtedy rolnik musi zrobić zdjęcie za pomocą specjalnej aplikacji, przesłać do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, żeby udowodnić, że stosuje ekoschematy.
Można dyskutować o wymaganiach administracyjnych, ale trzeba powiedzieć, że potrzebna jest poprawa biologizacji gleby w Polsce. Gleby są częściowo wyjałowione i jeśli nie byłaby realizowana przynajmniej część tych działań prośrodowiskowych, to naprawdę mielibyśmy problem z normalną produkcją. Jest więc taki czas, że trzeba to realizować. Trzeba się zmobilizować i zachęcam rolników, żeby korzystali z doradztwa rolniczego i żeby składali wnioski w tym zakresie.
Nawiązując jeszcze do polityki unijnej, Komisja Europejska chce, by w ramach tzw. odtwarzania przyrody część użytkowanych przez polskich rolników pól została zalana. Mówi się o 400 tys. hektarów. To powierzchnia, która odpowiada 35 tys. gospodarstw. Czy polscy rolnicy w związku z tym mają powody do niepokoju?
Trwają prace. Jestem członkiem Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi i rozpatrywaliśmy ten projekt. Zgłosiłem wykreślenie art. 9, który wprowadza zasady, które mogą spowodować, że będą zalewane torfowiska i część gospodarstw. Ale jeszcze raz podkreślam, prace dopiero trwają. Staramy się wykreślić te najgorsze artykuły. Rozporządzenie będzie zapewne przyjęte w tym roku. Potem państwa narodowe mają dwa lata na przygotowanie krajowego planu odbudowy zasobów przyrodniczych. I tutaj będą twarde negocjacje z Brukselą, w jakich obszarach, czy w ogóle będzie to realizowane. Zobaczymy, co będzie za trzy lata.