Radio Białystok | Gość | Michał Listkiewicz - były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, były sędzia międzynarodowy
"To był najlepszy finał. Oglądałem w moim długim życiu sporo tych finałów, w jednym nawet uczestniczyłem osobiście. Wspaniały futbol, zwroty akcji, dramaturgia, wielki poziom no i cudowne sędziowanie" - mówił o finale MŚ w Katarze w Polskim Radiu Białystok były prezes PZPN Michał Listkiewicz.
Po emocjonującym finale w Katarze argentyńscy piłkarze pokonali Francuzów i zdobyli tytuł mistrzów świata. Mecz miał też polski wątek - sędziowali go arbitrzy z naszego kraju. M.in. o to spotkanie i o pracę polskich sędziów zapytaliśmy porannego gościa - a był nim były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, były sędzia międzynarodowy Michał Listkiewicz.
Adam Janczewski: Nie wiem czy się pan ze mną i zgodzi - przeżyliśmy wczoraj mecz godny finału turnieju rangi mistrzostw świata.
Michał Listkiewicz: Tak, to był najlepszy finał. Oglądałem tych finałów sporo w moim długim życiu, w jednym nawet uczestniczyłem osobiście. Wspaniały futbol, zwroty akcji, dramaturgia, wielki poziom no i cudowne sędziowanie.
No właśnie, sędziował pan w finale w którym grał Maradona w 1990 roku. Teraz w finale, w którym grał Leo Messi, sędziował pański syn. Który z was obserwował z perspektywy boiska tego większego w historii? Tak mówiąc wprost - Maradona czy Messi?
To trudne pytanie. Jeden jest, drugi był genialny. Myślę że jednak Maradona bardziej spektakularny, może dzięki tym poza boiskowym również historiom wokół niego. Przeszedł do legendy, ale od wczoraj tę legendę pisze Messi. I z tego co wiem, nawet zadedykował ten wspaniały sukces Diego Maradonie, swojemu idolowi.
Obaj należą do pierwszej piątki najwybitniejszych piłkarzy w historii, obok wiadomo Pelego, Johana Cruijffa i może jeszcze jednej postaci. To jest wspaniałe ukoronowanie reprezentacyjnej kariery Leo Messiego. Ten tytuł mistrza świata.
Tak jak Maradona ma w Argentynie swój kościół, tak Messi chyba wczorajszym triumfem przypieczętował powstanie swojego i swoją kanonizacje - tak to określmy.
Z pewnością to był wielki mecz, wielki turniej w ogóle Leo Messiego. On może zniknąć na 15 minut, gdzieś go tam nie widać, schowa się gdzieś z boku boiska, a potem nagle zrobi taką akcję, że zapiera dech w piersiach. I praktycznie to on jest połową wartości tej reprezentacji, zresztą świetnej reprezentacji.
Oczy piłkarskiego świata były zwrócone wczoraj oczywiście przede wszystkim na piłkarzy, ale uwadze fanów futbolu nie umknęła postawa polskich sędziów. Dla nas to historyczny moment, dla pana szczególnie, polski skład sędziowski z Szymonem Marciniakiem na czele oczywiście, ale też z pańskim synem Tomaszem Listkiewiczem na linii. Jak pan ocenia ich pracę?
Doskonale, sędziowali perfekcyjnie, praktycznie nie ma się do czego przyczepić. Trochę się dziwię, że renomowana gazeta francuska L’Équipe postawiła niską notę, ale widocznie dziennikarze też ulegają emocjom i też czasami sercem opiniują, a nie rozumem. To był świetny występ. Zresztą - to od razu powiedział i Pierluigi Collina, i Howard Webb, i prezydent FIFA Infantino wręczając medale - promieniał, widać może spadł mu kamień z serca.
To było jedno z najlepiej sędziowanych spotkań piłkarskich jakie ja w życiu widziałem, a widziałem ich tysiące.
Decyzja o karnych, decyzja o żółtej kartce dla Thurama za symulowanie - tutaj na uwagę zasługuje fakt, że po meczu sędzia Marciniak nie potrzebował praktycznie VAR-u, ani razu nie podszedł do monitora.
No właśnie. Kiedyś mu zarzucano, że nie korzysta z VAR-u. Nie nie korzysta, bo nie ma potrzeby. To tak jak aktor w teatrze. Jeżeli jest dobrze nauczony roli i profesjonalnie podchodzi do pracy, to sufler jest tylko na wszelki wypadek. Nie korzysta się z tego. Tak samo jest tutaj. Szefem VAR-u też był nasz rodak Tomasz Kwiatkowski, doskonały arbiter. Ale nie było potrzeby, żeby wkraczał. Chociaż cały czas był w kontakcie z Szymonem. Cały czas sobie rozmawiali.
Te decyzje Szymona były wspaniałe. Początek meczu miał rewelacyjny, ponieważ ustawił od razu sobie zawodników. Nawiązał z nimi kontakt, nie był arogancki. Ogwizdał kilka fauli, które były "na próbę" ze strony zawodników. "Wyczyścił" jak to mówimy po sędziowsku grę. No i potem to już samo szło, kapitalne sceny jak po meczu Szymon i Mbappé objęli się i dziękowali sobie za mecz. Szymon pocieszał załamanego Francuza. No to takie sceny w futbolu to naprawdę budują.
Budują sympatię do tej pięknej gry.
Mówimy o Szymonie Marciniaku, ale jak radził sobie pański syn?
Obaj asystenci świetnie spisali się na poziomie swojego szefa. Tomek Sokolnicki - świetne decyzje przy spalonych, mój syn również tam przy trzeciej bramce dla Argentyny wykazał się jednak wspaniałym wyczuciem. Bo tam nie było spalonego, ale to decydowały milimetry.
Również ten gol gdy piłka przekroczyła linię - poczekał, dał sygnalizację taką którą sędziowie mają mieć ze sobą. Naprawdę cały zespół sędziowski spisał się rewelacyjnie, ale oczywiście główny splendor to Szymon bo on jest dyrygentem w tej orkiestrze. A orkiestra nie fałszowała.
Polscy sędziowie perfekcyjnie w tym finale, a jak w pańskiej ocenie na tym turnieju w Katarze poradzili sobie polscy piłkarze?
Polscy piłkarze przyzwoicie, ale tylko tyle. Dostatecznie. Wyszli z grupy, co było zadaniem i za to naprawdę uznanie. Cel sportowy został spełniony. Chociaż można narzekać, że jakość gry była taka sobie. Oczywiście można tłumaczyć, że tak krawiec kraje jak mu materiału staje, ale przecież mamy naprawdę dobrych piłkarzy, którzy w pierwszej połowie w meczu z Francją, że gdyby im trochę zostawić inwencji i te ramy taktyczne poluzować, to potrafią grać w piłkę.
Ale to był najlepszy występ od bardzo dawna. Wyszliśmy z grupy. Trochę tylko szkoda, że te sprawy inne, poza boiskowe zdominowały dyskusję. Np. sprawa tych premii niedoszłych, sprawa powrotu, takie chyłkiem, bez wyjścia do kibiców. To było zdecydowanie na minus.
Jako były prezes PZPN-u, jak pan ocenia sytuację w tej instytucji? Pytam wyłącznie o strefę takiego PR-u i komunikacji, bo wydaje się, że jest tutaj jakiś chaos, jest dużo niedociągnięć.
Myślę, że tutaj zabrakło po prostu szczerej rozmowy. Nie ułożono wszystkich spraw przed turniejem. I to był błąd. Należało - tak jak to było w poprzednich latach, za prezesa Bońka, Lata, moich - wszystko się zamykało przed wejściem do samolotu. Premie, sposób powrotu, sposób ubierania się, konferencje prasowe, chociaż też były niespodzianki. No ale to już na miejscu, to był wynik jakichś tam emocji po przegranym meczu i staraliśmy się tam na miejscu ratować sytuację.
Co z przyszłością trenera Czesława Michniewicza? Czy w pańskiej ocenie powinien zostać na stanowisku?
Od strony sportowej ja nie widzę tu przeszkód. Trener spełnił zadanie. Natomiast nie znam kulis innych kwestii. No jeżeli prawdą jest, że poza wiedzą prezesa się odbywały te wszystkie sprawy finansowe, no to tak być nie może. To jest tutaj problem wewnątrz.
Ja mam zaufanie duże do prezesa Cezarego Kuleszy, to jest wytrawny manager, który kierował przecież wspaniale Jagiellonią, prowadzi z sukcesami różne biznesy, jest człowiekiem charyzmatycznym i skutecznym i poradzi sobie w tej sytuacji. Nie ma presji czasu, następny mecz dopiero w marcu.