Radio Białystok | Gość | Antoni Roman - prezes białostockiego Towarzystwa Zapobiegania Tonięciom i Ratowania Tonących
"Woda jest przyjacielem człowieka - hartuje ciało, kształtuje sylwetkę, chłodzi, jest przyjemna... ale woda nie wybacza ludziom, którzy są nieroztropni, nie myślą nad wodą" - mówi Antoni Roman.
Już za dwa dni nasze dzieci zaczynają wakacje. Wiele z nich ma w planach wypoczynek nad wodą. Aż strach pomyśleć, co przyniosą kolejne statystyki dotyczące utonięć, skoro tylko w ostatni gorący weekend utonęło w całym kraju 21 osób, a od początku kwietnia już ponad 90.
Czy można temu zapobiec? Co zrobić, by wypoczynek nad wodą nie zakończył się tragedią? O tym z prezesem białostockiego Towarzystwa Zapobiegania Tonięciom i Ratowania Tonących Antonim Romanem rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Ośmioletnia dziewczynka wypadła z łódki na jeziorze Tałty, 55-latek na jeziorze Rajgrodzkim, 39-latek utonął w zalewie w Czarnej Białostockiej, kolejny w Korycinie. Bez względu na wiek, bez względu na płeć, ale też bez względu często na umiejętności pływackie. Ta woda wydaje się bezwzględna, nieprzewidywalna. Czy rzeczywiście tak jest? Czy jest tu błąd człowieka? Dlaczego mimo tylu apeli, ostrzeżeń, ludzie wciąż toną?
Antoni Roman: Trzeba byłoby tutaj jeszcze dodać, że woda jest przyjacielem człowieka - hartuje ciało, kształtuje sylwetkę, chłodzi, jest przyjemna... ale woda nie wybacza ludziom, którzy są nieroztropni, nie myślą nad wodą.
To zawsze są błędy ludzkie?
Przede wszystkim ludzkie błędy. Każdy z nas musi przewidywać w jakimś stopniu niebezpieczne sytuacje. Już nie mówię, że czasami też dochodzi do spożywania alkoholu na jednostkach pływających.
Ta ośmioletnia dziewczynka pływała łódką z sześcioma innymi osobami. Sternik nie miał uprawnień, ale też nikt nie miał kamizelek. Czyli ta dziewczynka utonęła z powodu błędu dorosłych?
Oczywiście, z braku opieki. Przede wszystkim właśnie należałoby powiedzieć jasno - zabezpieczenie musi być. To musi być koniecznie albo kamizelka ratunkowa, albo pas ratunkowy. To są dwa takie podstawowe zabezpieczenia. Mówi się popularnie "kapok". Jest to niewłaściwa nazwa, bo to jest kamizelka ratunkowa. Ona kiedyś była wypychana kapokiem, materiałem wypornościowym. Ktoś nie doczytał i mówi się kapok.
Pan przyniósł taką kamizelkę ratunkową z kołnierzem. Ten kołnierz koniecznie musi być?
Lepiej jak jest.
Często się widzi kamizelki bez kołnierza.
W razie nieszczęścia to jednak ten kołnierz chroni, stabilizuje głowę, wtedy usta mogą być nawet podniesione do góry i jest możliwość nabrania powietrza.
Muszą być jakieś zabezpieczenia. Na łódce, na skuterze, na rowerze wodnym....
Wszędzie muszą być.
Ludzie wypadają z łódek. W ostatni weekend takie zdarzenia miały miejsce w naszym regionie, ale też toną podczas pływania, przeceniają swoje możliwości. Nie zawsze to jest alkohol.
Coś jest w człowieku, że chce zaimponować. Najczęściej są to takie działania nierozsądne, często można nazywać głupie. Ja wiele kilometrów przepłynąłem, zawsze przy mnie jest asekuracja. Nie pozwolę sobie wypłynąć gdzieś daleko wpław, jeśli przy mnie nie płynie łódka z zabezpieczeniem. Oczywiście na łódce musi być koło ratunkowe, wioślarz musi mieć kamizelkę i on musi cały czas mnie obserwować.
Asekuracja w postaci kolegi też jest dobra? Czy to musi być sprzęt typu łódka?
Mamy już XXI wiek. Możemy robić ludzki łańcuch, podawać gałązkę, drabinkę... Nie! Musi to być profesjonalny sprzęt.
Ale nie zawsze są takie możliwości. Jak grupa nastolatków wyjeżdża sobie nad wodę, to nikt nie będzie brał ze sobą sprzętu. Czasami pojedynczo, czasami grupami wypływają i niestety czasami grupowo toną. Co może być taką asekuracją dla grupy nastolatków?
Przede wszystkim ta grupa powinna jednak trafić tam, gdzie są kąpieliska. Nie można sobie popróbować wody, bo my nie wiemy, co w tej wodzie jest. A w tej wodzie są wynalazki - rozbite szkła, kapsle, jakieś korzenie, kamienie.
Musimy pamiętać przede wszystkim, żeby się kąpać w miejscach wyznaczonych, bezpiecznych i tam, gdzie są ratownicy.
Bezwzględnie tak. Ratownicy są tutaj potrzebni, ponieważ ich zadaniem jest pilnowanie, obserwowanie, reagowanie, ale też prace przygotowawcze. Oni zawsze muszą spenetrować dno, muszą sprawdzić, co pod tą wodą się dzieje, a są różne sytuacje. Najgorzej jest oczywiście na rzece, bo często nie wiadomo czy tam może dopłynąć korzeń. Na początku trzeba przyjść tam, gdzie jest kąpielisko i tam, gdzie jest regulamin. Uważnie przeczytać ten regulamin. Ratownik jest taką osłoną, taką barierą przed nieszczęściem.
Które akweny są najbardziej niebezpieczne? Czyli gdzie trzeba szczególnie uważać? Wspomniał pan, że rzeki.
Rzeka ma to do siebie, że jest nurt, wszystko płynie. Więc nawet jeśli się organizuje strefy do kąpieli, wiadomo, że tam są trzy takie strefy - jest brodzik, strefa dla nieumiejących pływać, dla umiejących pływać - i wtedy ratownik, obserwując, może nawet wskazać, że może lepiej nie idź na tę strefę dla pływających, a przejdź trochę bliżej, sprawdź swoje umiejętności. Na pewno rzeki są o tyle niebezpieczne, że dostawia się jeszcze siatkę ze strony właśnie już tej, której wypływa. Więc w razie nieszczęścia to na tej siatce ktoś się może zatrzymać. Przede wszystkim ładny, nasłoneczniony grunt, łagodny spadek, dno piaszczyste, nie kamieniste. To są kryteria organizacji kąpieliska. Natomiast, jeśli ktoś pójdzie pływać tam, gdzie na przykład mamy brzeg klifowy, czyli nagły spad, to nie warto ryzykować. Tam się nie organizuje kąpieliska.
Jeżeli wysyłamy nasze dzieci na kolonie czy obozy, czyli takie formy zorganizowane, czy możemy spać spokojnie, że opiekunowie pozwolą im się kąpać tylko w miejscach bezpiecznych, wyznaczonych, pilnowanych przez wykwalifikowanych ratowników?
Miałem kiedyś taki przypadek, kiedy właśnie przyszła grupa dzieci, które chciały skorzystać z kąpieli. Pytam "a gdzie jest kierownik tego zgrupowania? Gdzie jest wychowawca? Gdzie jest lekarz?". Dowiedziałem się, że kierownik poszedł do sąsiedniego ośrodka razem z wychowawcą, a pani doktor miała ciekawą lekturę. Powiedziałem "dzieci, bardzo mi przykro, musimy troszeczkę zaczekać, nie możemy się kąpać".
Czyli zorganizowany wypoczynek to nie jest gwarancja bezpieczeństwa?
Słowo bezpieczeństwo, bezpieczeństwo i do znudzenia powtarzać bezpieczeństwo.
To musimy sprawdzić, my rodzice, czy to jest wykwalifikowana kadra, która będzie miała tę świadomość.
Tak, na to trzeba patrzeć. Sprawdzać kierowników, wychowawców.
Jeśli nasze nastoletnie pociechy wyjeżdżają na takie samodzielne wypady ze znajomymi, też często nad wodę, to jak możemy je tak profilaktycznie i przystępnie wyedukować, żeby uchronić właśnie przed utonięciem? One często mówią "mamo nie mam 5 lat".
Trzeba im cały czas tłumaczyć, że woda to jest żywioł, że nad wodą trzeba być odpowiednio zabezpieczonym. Może niech oni wezmą ze sobą linkę, niech wezmą też środek pływający. Jest moda na pływanie na materacach - należy tego jak najbardziej unikać. Dzieci wyjeżdżają sobie, już nie mają tyle lat co mama myśli, ale dobrze jest, jak jedzie też osoba dorosła.
18-latkowie nie będą zabierać ze sobą dorosłych, ale wiadomo, że też będą eksperymentować z różnymi rzeczami. Pewnie też nie będą stronić od alkoholu. To absolutnie jest niedopuszczalne, żeby nawet po jednym piwie wejść do wody.
To jest zabronione. Spożywanie alkoholu dodaje odwagi, emocji. Ale gdy rozgrzany organizm wskakuje do wody, następuje nagłe zetknięcie ze środowiskiem o temperaturze niższej i mamy do czynienia ze wstrząsem termicznym, a to jest jedna z przyczyn tonięcia. Często bywa tak, że się bierze kogoś za ręce, za nogi, osobę rozgrzaną na słońcu, ona nie musi spożywać alkoholu, i na trzy-cztery wrzucają do wody. I co się później okazuje? Że ta osoba może nie wypłynąć, dostanie wstrząsu termicznego.
Uważajmy, pamiętajmy, że woda to jeden z żywiołów, która jak wiadomo, jest groźna, nieprzewidywalna. Trzeba ją potraktować z odpowiednią pokorą. Bardzo dziękuję za rozmowę.