Radio Białystok | Gość | Ireneusz Jabłoński - z Centrum im. Adama Smitha
"Wystąpienie o zawieszenie obsługi rat kredytowych lub rolowanie, czyli wydłużenie kredytu w czasie na tyle, ile to jest możliwe i tym samym zmniejszenie rat kredytowych. To są jedyne metody, z których dzisiaj można korzystać" - radzi kredytobiorcom Ireneusz Jabłoński.
Rada Polityki Pieniężnej znów podniosła stopy procentowe. Stopa referencyjna wynosi już 6 procent, co przyniosło wzrost o 75 pkt. To z perspektywy kredytobiorców oznacza większe wydatki dotyczące obsługi zaciągniętej pożyczki. W praktyce wygląda to tak, że jeśli ktoś niewiele pół roku temu wydawał na ten cel 2,5 tys. złotych miesięcznie, teraz musi wydać ponad 5 tys. złotych. Dlaczego tak się dzieje i jakie są perspektywy przed spłacającymi kredyty - o tym Marek Gąsiorowski rozmawia z ekspertem z Centrum Adama Smitha Ireneuszem Jabłońskim.
Ireneusz Jabłoński: To jest konsekwencją zdarzeń, zmian makroekonomicznych, które nastąpiły w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Jeszcze w październiku oprocentowanie depozytów i niewiele więcej kredytów wynosiły odpowiednio 0,1% albo półtora punktów procentowych, dzisiaj te wartości są znacznie wyższe.
Bezpośrednią przyczyną zmian ceny pieniądza jest inflacja, która za maj wynosi już 14% w ujęciu statystycznym podawanym przez GUS, a ta odczuwalna przez gospodarstwa domowe już dawno temu przekroczyła 20%. Po to, aby zmniejszyć straty tych, którzy dysponują nadwyżką pieniężną, czyli są oszczędni po prostu, Rada Polityki Pieniężnej podniosła i nadal będzie podnosiła zgodnie z zapowiedzią prezesa NBP stopy procentowe.
Stopa referencyjna będąca podstawą wszystkich innych stóp, od której liczy się oprocentowanie i depozytów, i kredytów - 6%, czyli tyle ile miała w 2008 roku tuż przed kryzysem.
To są niestety konsekwencje określonej polityki monetarnej i polityki społecznej, których doświadczamy przez ostatnie kilka lat. Niestety dla kredytobiorców i pożyczkobiorców jest to zła informacja, ponieważ obsługa zaciągniętych wcześniej w zupełnie innych warunkach makroekonomicznych i finansowych kredytów, będzie wysoka i będzie bardzo bolesna.
Marek Gąsiorowski: Co ci kredytobiorcy tak naprawdę mają zrobić, jeśli z domowego budżetu umykają 3 tys. zł?
To są dwa instrumenty łagodzące te napięcia płynnościowe. Niezdolność albo bardzo wysokie wymagania obsługi kredytu odbijające się na konieczności redukcji innych wydatków, są związane z jak nie utratą, to przynajmniej zagrożeniem płynności finansowej przed gospodarstwo domowe. Po pierwsze w skrajnym wypadku, jeżeli mamy solidną zadyszkę ze względu na wzrost, to wystąpienie o zawieszenie obsługi rat kredytowych.
Co się odwlecze, to nie uciecze.
No nie ma innego wyjścia. Druga - rolowanie jego, czyli wydłużenie w czasie na tyle, ile to jest możliwe i tym samym zmniejszenie rat kredytowych, rat kapitałowych i w konsekwencji również odsetkowych. To są jedyne metody, moim zdaniem, z których dzisiaj można korzystać, jednocześnie czekając na mądrą politykę gospodarczą rządu i monetarną NBP, która w perspektywie kilkunastu miesięcy mogłaby zgasić ten wysoki poziom inflacji, który oddziałuje na cenę pieniądza.
Czy warto w takim czasie niepewnym inwestować, jeśli ktoś ma skromne środki obok tych spłat kredytu?
Tu nie ma dobrej rady, ponieważ w takiej sytuacji jak jesteśmy obecnie, uruchamiają się wszystkie działania spekulacyjne i rynki spekulacyjne, które dodatkowo podbijają niepewność i fałszują rzeczywistą cenę różnych dóbr.
Dobrym przykładem jest rynek nieruchomości, mniej więcej od dwóch lat uciekła spora grupa inwestorów prywatnych, ale efekt jest taki, że mamy bardzo zawyżone ceny nowych mieszkań i jednocześnie wiele pustostanów. Zgodnie z doświadczeniem i literaturą, w sytuacji wysokiej inflacji, ludzie na ogół uciekali w złoto, w pewne waluty i dzieła sztuki, ale przy skromniejszych oszczędnościach te aktywa są albo trudno dostępne, albo nieczytelne, w związku z tym ryzyka związane z lokowaniem tam pieniędzy są spore. Jesteśmy w trudnej sytuacji.
Dobrym rozwiązaniem mogłoby być na przykład znalezienie dodatkowego źródła dochodu w postaci dodatkowego wymiaru pracy.
Tak, albo w ogóle dodatkowego zajęcia, co w przypadku państw i społeczeństw na dorobku, a my cały czas takim jesteśmy, jesteśmy oczywiście znacznie bardziej zamożni niż 30 czy nawet 25 lat temu, ale cały czas na dorobku, poszukanie dodatkowego źródła dochodów, poprzez zwiększenie zaangażowania pracy, lub zmianę na bardziej dochodową jest właściwym rozwiązaniem.
Tym bardziej że proszę zwrócić uwagę - wszyscy nasi rodacy, którzy jadą na "saksy" do pracy jako gastarbeiterzy albo do Europy Zachodniej, albo wcześniej do Stanów Zjednoczonych, takie działania podejmowali, mając świadomość, że będąc na dorobku, muszą po prostu angażować więcej własnej pracy i tym samym zwiększać dochody. Także to jest również oczywiście jakieś rozwiązanie. Ceną tego rozwiązania będzie ograniczenie czasu wolnego.
Poprawiła się sytuacja jeśli chodzi o lokaty bankowe, niektóre banki oferują już powyżej 7% w skali rocznej, coraz głośniej mówi się o obligacjach. Człowiek, który ma troszeczkę gotówki w kieszeni, w którą stronę, pana zdaniem, powinien pójść?
To jest indywidualny wybór, to zależy również od tego, jaki horyzont czasowy ma inwestor. Obligacje na ogół są papierami długoterminowymi, teraz słyszymy, że zostały wprowadzone, bo pan premier okazał się jednym z pierwszych inwestorów w obligacje indeksowane wskaźnikiem inflacji, czyli przynajmniej nominalnie zachowującym siłę nabywczą pieniądza tam ulokowaną i one dla tych, którzy mogą i chcą czekać kilka lat na odebranie swoich oszczędności, są dobrym instrumentem.
Ci, którzy chcieliby mieć szybszy dostęp, pewnie będą chcieli powierzyć swoje oszczędności bankom, ale sądzę, że w perspektywie nie dłuższej niż roczna, bo dzisiaj trudno naprawdę powiedzieć jaką sytuację gospodarczą, czy też jaką politykę monetarną będziemy mieli za rok.
To oprocentowanie lokat będzie rosło w najbliższych miesiącach, czy to gdzieś dojdzie 7-8, góra 9% i na tym się skończy?
Ono będzie postępowało wraz zw wzrostem stopy referencyjnej NBP, czyli tej podstawowej stopy, od której liczymy koszt pieniądza we wszystkich instrumentach dłużnych. Tutaj też będzie na to oddziaływał pewnie wzrost cen obsługi długu Polski, który już dzisiaj wynosi 7%, a jeszcze w październiku ubiegłego roku wynosił 0,5%. Te elementy będą wpływały na wzrost oprocentowania oszczędności, jako naturalna konsekwencja wzrostu ceny pieniądza na rynku, a banki pamiętajmy, że pożyczają głównie pieniądze pozyskane od depozytariuszy. To w 85 - 90% są pieniądze ich klientów.
Powróżymy na koniec - mamy teraz 7 lat chudych, czy to będzie krócej?
W całości zależy to od polityki rządu - tego i kolejnego, bo przecież mamy mieć w przyszłym roku wybory. Nie ma tutaj takiego determinizmu marksistowskiego, że jeżeli nawet w świecie będą się działy niedobre rzeczy, a niestety jest takie ryzyko, że my musimy bezwzględnie konsumować te złe zdarzenia polityczne i makroekonomiczne, bo są przykłady w świecie krajów, które w sytuacji kryzysów światowych potrafiły wybić się na niepodległość, albo co najmniej w miarę suchą stopą przejść przez ten kryzys.
Mamy również własne doświadczenia w tym zakresie, zwróćmy uwagę, że kryzys na rynkach finansowych wywołany nieroztropną polityką banków amerykańskich w latach 2008-2009, w Polsce ze względu na fakt posiadania własnej waluty i samodzielności w kształtowaniu polityki monetarnej przeszliśmy relatywnie suchą stopą. Także tutaj nie jesteśmy skazani na bezwzględny udział w kryzysie i to w maksymalnym jego wymiarze, roztropna polityka rządu może to doskonale złagodzić, a nawet możemy relatywnie w stosunku do tych, którzy gorzej sobie poradzą z kryzysem, się wzmocnić.