Radio Białystok | Gość | Bogdan Kalicki - dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku
"Grafik jest ułożony na maksymalnym poziomie, jaki jest możliwy przy aktualnych zasobach osobowych. Kwestia jak długo damy radę przetrwać przy obecnym zatrudnieniu jest naprawdę trudna do określenia. (...) Ta sytuacja nie może się zbyt długo utrzymywać, ludzie też muszą mieć czas na to, żeby odpocząć, żeby się zregenerować" - mówi Bogdan Kalicki.
Sytuacja jest trudna, ale opanowana - twierdzi szef Wojewódzkiej Stacji Pogotowia w Białymstoku po tym, jak placówkę opuściło ponad 120 ratowników kontraktowych. Minęła pierwsza doba, kiedy w białostockim pogotowiu nie pracują osoby, które ponad miesiąc temu złożyły wypowiedzenia, domagając się podwyżek. O tym z dyrektorem placówki Bogdanem Kalickim rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Pierwsze godziny z dużymi brakami kadrowymi za nami. Jak minęły?
Bogdan Kalicki: Jeśli chodzi o 1 września, to akurat tego dnia udało nam się jeszcze spiąć grafik w ten sposób, że nieobsadzony był tylko jeden zespół podstawowy w Sokółce, natomiast w tym mieście stacjonują dwa zespoły i drugi zespół był i jest w pełni obsadzony. Mimo tych istotnych braków, bo faktycznie sytuacja kadrowa jest trudna, udało się grafik tak skonfigurować, że liczba zespołów nieobsadzonych jest utrzymywana na minimalnym poziomie.
Czy te braki kadrowe w pogotowiu dotknęły już w jakiś sposób pacjentów, czy wydłużył się czas oczekiwania na przyjazd karetki?
Na ten moment jeszcze nie było żadnych takich zdarzeń.
Jak będą wyglądać kolejne dni?
Na razie jesteśmy w stanie utrzymać - przy aktualnej obsadzie - stan taki, jaki był osiągnięty wczoraj, a kolejne dni, mam nadzieję, że ta sytuacja sukcesywnie będzie ulegała poprawie, gdyż cały czas poszukujemy personelu, którym możemy obsadzić zespoły wyjazdowe i już pewne rozmowy dają rezultaty. Dzisiaj najprawdopodobniej cztery osoby rozpoczną udzielanie świadczeń, jesteśmy też po rozmowach z jeszcze jednym partnerem, który też zadeklarował swoją pomoc. Natomiast trudno mi w tej chwili powiedzieć, w jakiej liczbie się te osoby zgłoszą.
Na teraz, do kiedy macie grafiki wypełnione?
Na minimalnym poziomie mamy do końca miesiąca. Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę, bo w miarę podejmowanych rozmów, działań, grafiki sukcesywnie są uzupełniane.
Czy ratownicy, którzy złożyli wypowiedzenia, proszą o kolejne negocjacje płacowe?
Sam zaprosiłem na takie spotkanie, jest ono zaplanowane na dziś, na godzinę 12:00, natomiast trudno mi powiedzieć, jakie będzie zainteresowanie tym spotkaniem. Oczekuję na to spotkanie, chcę wyjaśnić pewne nieścisłości, które zafunkcjonowały w przekazie medialnym, na forach społecznościowych, różnego rodzaju półprawdy.
Czy będzie pan też proponował wyższe stawki?
Na ten moment nie jestem w stanie zaproponować wyższych stawek. To, co zaproponowaliśmy w ostatnim postępowaniu konkursowym, jest i tak bardzo wysokim kosztem dla naszej firmy, bo to przekłada się około 9,50 średnio przyrostu stawki za godzinę, to w skali roku w naszej firmie oznacza wydatek nieco powyżej 3 milionów zł.
Co, jeśli część ratowników medycznych zatrudnionych na etatach zachoruje i pójdzie na zwolnienia lekarskie? Takie protesty są w różnych regionach Polski, na przykład wczoraj była taka sytuacja w Warszawie, wcześniej w Łomży.
Wiem, że takie sytuacje mają miejsce też w innych regionach, będziemy zmuszeni do reagowania na sytuację, jaka się rozwinie. Nie jestem w stanie przewidzieć. Nastroje są na tyle rozhuśtane, że naprawdę nie podejmuję się wyrokowania co do tego, co może się jeszcze wydarzyć.
A jakie kroki pan podejmuje, by naprawić sytuację?
Było kilka spotkań, trzy postępowania konkursowe, w wyniku których udało się pozyskać się 30 osób na kontrakty, przenieśliśmy dziewięciu ratowników medycznych z transportów sanitarnych do systemu ratownictwa medycznego, mamy też siedem osób na umowach zleceniach, także różnego rodzaju zmiany organizacyjne wprowadzamy tak, aby zapewnić możliwie wysoką obsadę, też prowadzimy jeszcze rozmowy z różnymi instytucjami i firmami zewnętrznymi, które mam nadzieję, że też przyniosą jakąś pomoc. Te rozmowy prowadzimy w celu pozyskania personelu tak, aby móc w sposób planowy zapewnić pełną obsadę wszystkich zespołów wyjazdowych.
Ile interwencji na dobę ma białostocka stacja? Ile przypada na jeden zespół?
Średnia jest bardzo zróżnicowana dlatego, że mamy miejsca stacjonowania, kiedy wynosi to nieco ponad jeden wyjazd na dobę, natomiast jeśli chodzi o sam Białystok i powiat białostocki to poniżej stu wyjazdów.
Jak długo dacie radę przetrwać przy obecnym zatrudnieniu?
Grafik jest ułożony na maksymalnym poziomie, jaki jest możliwy przy aktualnych zasobach osobowych. Kwestia jak długo damy radę przetrwać przy obecnym zatrudnieniu jest naprawdę trudna do określenia dlatego, że istotnie wszelkie możliwe kroki zostały przedsięwzięte, też pracownicy etatowi zostali odwołani z urlopu bądź już zostały wstrzymane urlopy, dajemy dodatkowe dyżury, czyli tak zwane nadgodziny pracownikom etatowym. Jest to sytuacja, która nie może zbyt długo się utrzymywać, ludzie też muszą mieć czas na to, żeby odpocząć, żeby się zregenerować.
Liczy pan na jakąś pozytywną odpowiedź w październiku ze strony NFZ-etu odnośnie wyższych stawek za dobokaretkę?
Tak, dlatego, że to jest clou całego sporu, to są finanse. I żeby była tutaj jasność - ja przedstawiam swoje propozycje kształtowane w tej, a nie innej wysokości, z tego względu, że takie mamy możliwości finansowe. My jesteśmy uzależnieni od płatnika, to, co uzyskujemy, możemy przeznaczyć na działanie, przede wszystkim wynagrodzenie, ale wynagrodzenie całego personelu, nie tylko ratowników medycznych. To tak jak w każdej firmie - są koszty stałe związane z utrzymaniem pomieszczeń, koszty energii, ogrzewania, wody, wywozu śmieci i tak dalej. Te koszty także rosną i także nas dotykają.
Z ilu na ile powinna wzrosnąć opłata za dobokaretkę, żeby wam się w miarę opłacało i żeby w miarę zadowolić ratowników?
Robiliśmy takie przymiarki, też takie dane zawarłem w wystąpieniu do NFZ-etu, kierowanym też do wojewody oraz do wiadomości marszałka i w przypadku, jeśli nadal będzie finansowane to w ten sposób, że dodatkowe źródła będą pokrywały koszty wzrostu wynagrodzeń ratowników oraz pielęgniarek to stawka za karetkę podstawową powinna kształtować się na poziomie około czterech tysięcy. W tej chwili mamy 3 117 zł. Natomiast jeśli chodzi o karetkę specjalistyczną, powinien być to koszt około 5 000 zł, w tej chwili mamy 4 150 zł.
Ratownicy opłacani są z budżetu państwa z NFZ-etu. Czy interweniował pan w rządzie w tej sprawie?
Były interwencje ogólne dlatego, że nasza stacja jest zrzeszona w Związku Pracodawców Ratownictwa Medycznego i takie wystąpienia miały miejsce. Też przedstawiciele zarządu naszego związku uczestniczą w różnego rodzaju spotkaniach i rozmowach, niestety skuteczność tych rozmów na razie jest znikoma. Z drugiej strony myślę, że ten stan jest nie do utrzymania w dalszym ciągu, gdyż istotnie grozi nam poważne zaburzenie pracy całego systemu, bo taka sytuacja, jaką mamy w Białymstoku, istnieje praktycznie w całym kraju. Mieliśmy też spotkanie w Urzędzie Wojewódzkim w obecności przedstawicieli Urzędu Marszałkowskiego, był pan marszałek Malinowski, który odpowiada za ochronę zdrowia, też dyrektor departamentu zdrowia, dyrektorzy pogotowia, wojewoda oraz kierownictwo tego departamentu wydziału zarządzania kryzysowego, który zajmuje się ratownictwem. Pan wojewoda zapewnił, że jeszcze tego samego dnia będzie interweniował w ministerstwie, aby tutaj te działania finansowe w jakiś sposób przyspieszyć czy też uskutecznić.
Dziękuję bardzo za rozmowę.