Radio Białystok | Gość | Dariusz Piontkowski - wiceminister edukacji
Jeżeli uczeń w domu nie ma warunków do tego, aby uczestniczyć w kształceniu na odległość, wówczas dyrektor szkoły zobowiązany jest do tego, aby udostępnić mu w tym celu pomieszczenia w szkole bądź nawet zorganizować naukę stacjonarną - podkreśla wiceminister.
Z powodu katastrofalnej sytuacji epidemicznej od poniedziałku (9.11) w domach uczą się też dzieci ze szkół podstawowych z klas 1-3, w pozostałych nauczanie zdalne prowadzone jest od października. Jak to wygląda teraz? Czy wyciągnęliśmy wnioski z wiosennego lockdownu?
Z wiceministrem edukacji Dariuszem Piontkowskim rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: Jeśli chodzi o edukację, to można powiedzieć, że wracamy do systemu z czasów wiosennego lockdownu. Wtedy na początku było tak, że ponad 80 proc. nauczycieli wysyłało uczniom informacje o stronach, które mają przeczytać, ćwiczeniach, które mają wykonać, a ponad 60 proc. - przynajmniej takie były deklaracje - prowadziło lekcje na żywo za pomocą np. Zooma czy Skype'a. Tak wynika z prowadzony wiosną badań Fundacji "Centrum Cyfrowe". Czy teraz jest podobnie, czy jednak wyciągnęliśmy wnioski z tamtych doświadczeń?
Dariusz Piontkowski: Po pierwsze, jest jednak pewna różnica. Przedszkola, przynajmniej na razie, nie są zamknięte i mam nadzieję, że nie będziemy musieli tego robić. Dzieci najmłodsze mają największy problem z używaniem nowoczesnych technologii. Bez pomocy rodziców raczej nie będą w stanie kontaktować się z nauczycielami. Myślę, że dzieci klas 1-3 też mogą mieć z tym pewne problemy, ale decyzja została podjęta.
Nauczyciele powinni używać różnych metod kontaktu z uczniami. W przepisach, zarówno wiosną, jak i teraz, mówimy wyraźnie, że zajęcia na odległość nie muszą odbywać się tylko i wyłącznie za pomocą kamerki internetowej. To byłoby wręcz niezdrowe dla uczniów, gdyby musieli siedzieć kilka godzin dziennie przed kamerami, przed monitorami komputerów i uczestniczyć w zajęciach.
Lekcje powinny odbywać się w różnych formach. Na pewno nie powinno być tak, że wszyscy nauczyciele z danej szkoły każdego dnia wysyłają na przykład pocztą tylko i wyłącznie jakieś polecenia uczniom do wykonania. Trzeba różnicować sposoby zajęć. Tu jest duża rola dyrektora szkoły, który może sam bądź za pomocą wychowawców czy kogoś, kto nadzoruje nauczanie na odległość, doprowadzić do pewnej koordynacji sposobu prowadzenia zajęć, tak aby lekcje były prowadzone różnymi formami.
Ale nie ma obowiązku prowadzenia lekcji na żywo?
Nie, oczywiście, że nie. Nauczyciel może przecież nagrać jakiś materiał i odtworzyć go na potrzeby zajęć z daną grupą.
Czy ktoś kontroluje, jak odbywa się zdalne nauczanie? Czy powinien kontrolować?
Przede wszystkim dyrektor szkoły. Jeżeli jest potrzeba, to także Kuratorium Oświaty. Jeżeli są jakieś niepokojące sygnały, wówczas interweniują wizytatorzy.
Wiemy, że niektóre samorządy to robią - na przykład samorząd Radomia prowadzi takie kontrole. Prowadzi też szkolenia dla nauczycieli, żeby lepiej radzili sobie ze zdalnym nauczaniem. Przed wprowadzeniem tego systemu nauczania w Polsce tylko niespełna 15 proc. nauczycieli miało w ogóle z tym do czynienia.
Samorządy nawet wręcz powinny, ponieważ to one mają za zadanie prowadzenie ośrodków metodycznych. Doradcy metodyczni powinni pomóc nauczycielom w prowadzeniu tego typu zajęć.
Wspomniał pan o maluchach z klas 1-3. Rzeczywiście z nimi jest największy problem. Na przykład dzieci, które uczą się pisać, wymagają bezpośredniej pomocy nauczyciela, czasami nawet trzymania za rękę. Jak ten problem rozwiązać?
Tu bez pomocy rodziców niestety się nie obędzie. Nauczyciel jest w stanie zademonstrować uczniom część rzeczy, zachęcić ich do tego, aby powtarzali pewne czynności, część zajęć przeprowadzić formą zabawową. Ale w szkole także część nauki polega na tym, że uczeń np. ćwiczy pisanie literek i to samo musi robić w trakcie zajęć, które niestety odbywają się w domu.
Część dzieci jest w stanie samodzielnie wykonać polecenia nauczycieli, ale czasami potrzebna jest także pomoc ze strony rodziców, chociażby taka, by zachęcić dziecko do tego, aby powtórzyło sobie napisanie literki A, C czy D. Tego nikt za dziecko nie zrobi.
Trzeba pamiętać, że nauka to także samodzielny wysiłek ucznia. Nauczyciel próbuje oczywiście do tego zachęcać, ale zwłaszcza w przypadku kształcenia na odległość maluchów bez jakiejś formy pomocy rodziców niestety się nie obędzie. Uczeń w kształceniu na odległość musi także wykazywać pewną samodyscyplinę, a jeżeli tego nie ma, to rodzic powinien do niej zachęcać.
Trzeba pamiętać o tym, że nauczyciel w trakcie zajęć na odległość ma dużo mniej możliwości dyscyplinowania swoich podopiecznych i bez jakiejś pomocy rodziców tutaj dobrych efektów niestety nie będzie.
Tak, ale nie można też wszystkiego zrzucać na rodziców.
Oczywiście, pełna zgoda, że nauczyciel nie może wszystkiego zrzucić na rodziców, i jak sądzę, większość nauczycieli tego nie robi.
Czy jest szansa, że teraz, jesienią absolutnie wszyscy uczniowie będą objęci zdalnym nauczaniem? Że nie będzie takich offline, którzy z różnych powodów zaginęli w sieci?
Przede wszystkim nauczyciele i dyrektorzy byli zobowiązani, aby wszystkich uczniów objąć tym nauczaniem także i wiosną. To jest obowiązek szkolny, który powinien być wypełniany i dyrekcja szkoły ma obowiązek wypełniać go i sprawdzać, czy wszyscy uczniowie chodzą do tej wirtualnej szkoły. Podobnie jest teraz.
Tym razem wprowadziliśmy jeszcze dodatkowy zapis, który wyraźnie mówi o tym, że jeżeli uczeń nie ma warunków do tego, aby uczestniczyć w kształceniu na odległość w domu, wówczas dyrektor szkoły zobowiązany jest do tego, aby udostępnić mu pomieszczenia w szkole, tak aby uczestniczył w zajęciach zdalnych bądź - jeżeli nie ma takiej możliwości - nawet stacjonarnie uczył go w szkole nauczyciel.
W najnowszym rozporządzeniu z 5 listopada jest też zapis, że dyrektorzy szkół mają zapewnić opiekę dzieciom medyków i osób zwalczających epidemię. To jest bardzo dobra wiadomość.
Tak, oczywiście. Wyraźnie to wskazaliśmy. Dyrektor szkoły jest zobowiązany zorganizować takie zajęcia opiekuńczo-wychowawcze. Wystarczy oświadczenie rodzica o tym, że uczestniczy w jakiejś formie w walce z epidemią, a wówczas szkoła jest zobowiązana takie zajęcia zorganizować w formie stacjonarnej w szkole, tak aby rodzic spokojnie mógł pójść do pracy i zająć się tym najważniejszym problemem, z którym dzisiaj walczymy.
Wiosną problemem był dostęp do komputerów. Teraz tego sprzętu jest więcej, chociażby dzięki programom rządowym, są szkolne pakiety multimedialne, samorządy też doposażają szkoły. Czy możemy powiedzieć, że jesteśmy w stanie prowadzić zdalne nauczanie profesjonalnie pod względem technologicznym?
Wydaje się, że będzie już dużo łatwiej. Te luki zostały już wiosną w dużej mierze zasypane, także rządowymi programami. Dziś, podobnie jak i wiosną, dyrektor może wypożyczyć sprzęt szkolny na potrzeby nauczycieli czy uczniów.
Wiem, że czasami rodzice obawiali się wypożyczać taki sprzęt ze szkoły. Mam nadzieję, że dzisiaj, mając w perspektywie być może tygodnie, a nawet miesiące zdalnej nauki, takich oporów nie będzie i ten sprzęt, który został dostarczony samorządom, będzie teraz wykorzystany i nie będzie problemu z dostępem do narzędzi internetowych.
Dodatkowo uruchamiamy w tej chwili jeden program rządowy, niemal 300-milionowy, który ma być skierowany przede wszystkim do nauczycieli i ma zapewnić refundację kosztów zakupu urządzeń internetowych. Każdy nauczyciel, który uczestniczy w nauczaniu zdalnym, będzie mógł ubiegać się o refundację takich zakupów do 500 zł.
Czy dotyczy to tylko sprzętu kupionego teraz, czy może też wiosną? O to również pytają nauczyciele.
Była decyzja ministra Czarnka, pana premiera, aby starać się dodatkowo unowocześnić zdalne nauczanie, stąd decyzja, aby te zakupy mogły być rozliczane od 1 września. Do 7 grudnia będzie można składać wnioski do dyrektora swojej szkoły i on przekaże je do organu prowadzącego, do samorządu, który otrzyma zwiększoną subwencję. Z tych środków będzie mógł refundować zakupy, które będą udokumentowane imiennym dowodem zakupu dla poszczególnych nauczycieli. Przypomnę - do kwoty 500 zł.
Czyli rozumiem, że to nie dotyczy zakupów wiosennych, kiedy nauczyciele doposażali się w sprzęt?
W projekcie rozporządzenia jest na razie data 1 września. Taka zapadła decyzja.
Zawsze był pan zwolennikiem nauki stacjonarnej, ale przy takiej katastrofalnej sytuacji epidemicznej nie ma innego wyjścia. Kiedy pana zdaniem uczniowie znowu będą mogli wrócić do szkół?
Nadal uważam, że nie trzeba było podejmować decyzji o zamykaniu klas 1-3. Tam jest duży problem z utrzymaniem kontaktu i bez pomocy rodziców jest to bardzo utrudnione.
Kiedy natomiast szkoły wrócą do nauczania stacjonarnego? Będzie to oczywiście zależało od sytuacji epidemicznej. Jeżeli uda nam się doprowadzić najpierw do wypłaszczenia, a potem spadku liczby zachorowań, to będzie możliwa decyzja o powrocie do nauczania stacjonarnego.
Oczywiście wszyscy chcemy, żeby jak najszybciej uczniowie wrócili do szkół.
To też zależy od nas, bo jeśli zminimalizujemy w tej chwili kontakty społeczne i przez najbliższe trzy tygodnie uda nam się doprowadzić do zmniejszenia liczby zachorowań i mniejszego nacisku na szpitale, a służba zdrowia będzie spokojnie mogła zapewnić opiekę wszystkim, to wówczas będziemy mogli stopniowo myśleć o przywróceniu zajęć stacjonarnych w szkołach.