Przed białostockim sądem rozpoczął się proces apelacyjny związany z głośnym porwaniem żony i córki

Latem ubiegłego roku, po wielomiesięcznym procesie główny oskarżony w ubiegłym roku usłyszał nieprawomocny wyrok trzech lat więzienia, oraz 10-letni zakaz kontaktowania się i zbliżania się do pokrzywdzonych. 

Wyrok ten jednak zaskarżył sam oskarżony oraz jego obrońca. Ojciec dziewczynki realizował swoje prawo do kontaktu z córką - wyjaśniał mecenas Jakub Radlmacher. W jego ocenie na wyrok sądu miała wpływ ocena „kontrowersyjnych” okoliczności zdarzenia.

Przypomnijmy - jak wynika z ustaleń śledczych, 7 marca 2019 roku dwaj sprawcy wepchnęli 26-latkę i jej wówczas 3-letnią córkę Amelię do samochodu i odjechali. Kilkaset metrów dalej porzucili samochód i przesiedli się do kolejnego auta. Uprowadzonym udało się udziec dopiero kilkadziesiąt godzin później. Sprawą porwania Amelki i jej mamy żyła cała Polska, między innymi dlatego, że policja zdecydowała się na uruchomienie specjalnej procedury Child Alert.

Na wniosek obrony sąd zdecydował, że na kolejnej rozprawie zostanie przesłuchany jako świadek wspólnik oskarżonego, skazany w odrębnym procesie.

Zdaniem prokuratury jego zeznania nie zmienią jednak treści wcześniejszego orzeczenia - mówi prokurator Anna Wasilczuk.

Kolejna rozprawa i przesłuchanie świadka zaplanowane jest dopiero na koniec września. Oskarżony ojciec dziewczynki nie pojawił się w sądzie.

| red: bs