Radio Białystok | Wiadomości | Byli pijani i potrącili na przejściu dla pieszych ojca z synem - stanęli przed sądem
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się we wtorek (30.03) proces 44-latka oskarżonego o potrącenie po spożyciu alkoholu dwóch osób na przejściu dla pieszych i ucieczkę z tego miejsca. Na ławie oskarżonych zasiada też jego konkubina, która była wtedy w samochodzie; zarzucono jej nieudzielenie pomocy poszkodowanym.
Mężczyzna z synem przechodzili na zielonym świetle
Wypadek miał miejsce wieczorem 19 października ub. roku na skrzyżowaniu ulic Zielonogórskiej i Wrocławskiej, na białostockim osiedlu Zielone Wzgórza. Na oznakowanym przejściu dla pieszych doszło tam do potrącenia przez samochód osobowy mężczyzny i jego 9-letniego syna, którzy przechodzili na zielonym świetle.
Kierowca uciekł z miejsca wypadku. Wtedy było wiadomo jedynie tyle, że jechał samochodem typu hatchback w ciemnym kolorze; policja poprosiła media o pomoc w poszukiwaniach świadków. Zabezpieczone zostały zapisy miejskiego monitoringu z trasy jazdy przypuszczalnego sprawcy wypadku.
Podejrzanego udało się zatrzymać niecałą dobę później na jednym z białostockich osiedli. Po informacji od osoby, która usłyszała komunikat w mediach, policjanci zlokalizowali tam poszukiwany samochód. Zaczekali, aż ktoś się przy nim pojawi. Był to 21-letni mężczyzna; w miejscu jego zamieszkania funkcjonariusze zatrzymali matkę i jej konkubenta. Jak podawała wtedy policja, para była nietrzeźwa.
W zarzutach postawionych kierowcy jest mowa o umyślnym naruszeniu zasad ruchu drogowego; śledczy przyjęli, że mężczyzna miał we krwi między 1,56 a 2,51 promila alkoholu i nie zachował należytej ostrożności, zbliżając się do przejścia dla pieszych, nie hamował i nie ustąpił pierwszeństwa pieszym, którzy mieli zielone światło, a potem uciekł z miejsca wypadku, nie udzielając poszkodowanym pomocy.
Obaj ranni doznali bardzo poważnych obrażeń, w tym głowy, zagrażających nawet życiu. Chłopiec długo był nieprzytomny, ma do tej pory niedowład części ciała.
44-latek przyznał się do winy
Oskarżony 44-latek przyznał się we wtorek (30.03) do popełnienia przestępstwa, przepraszał poszkodowanych i ich rodzinę, prosił o wybaczenie. Nie chciał odpowiadać na pytania, więc sąd odczytał jego wyjaśnienia złożone w śledztwie. Mówił wtedy, że w dniu wypadku - w czasie prac porządkowych po remoncie we własnym mieszkaniu - wypił z konkubiną i znajomym po kilka piw. W takim stanie prowadził samochód; przyznał, że nie wie, dlaczego nie zatrzymał się przed przejściem.
Chyba nie zauważyłem, że było czerwone światło, chyba coś robiłem przy radiu w samochodzie. Usłyszałem huk i w tym momencie "odcięło" mnie. Nie wiem, co się ze mną działo, dlaczego nie zatrzymałem się. "Zamurowało" mnie, zrobiłem się sztywny, Ania (konkubina) krzyczała, żebym zatrzymał się, ale ja krzyknąłem do niej, żeby "zamknęła się" - takie wyjaśniania złożył w śledztwie.
Tak dojechał do mieszkania, gdzie znowu wypił piwo i wódkę, i poszedł spać; nie chciał z konkubiną rozmawiać o tym, co się stało.
Kobieta twierdzi, że jest niewinna
Oskarżona o nieudzielenie pomocy rannym, 49-letnia kobieta, nie przyznaje się. Przed sądem mówiła, że było ciemno, w pierwszej chwili nie wiedziała, w co auto uderzyło, a potem konkubent nie chciał się zatrzymać. Mówiła, że była w szoku. Następnego dnia z internetu dowiedziała się o tym, co się stało (media informowały, że sprawca jest poszukiwany przez policję) i że ofiary wypadku przeżyły.
Proces został odroczony do końca kwietnia. Sąd ma wówczas przesłuchać świadków wskazanych przez prokuraturę.