Radio Białystok | Gość | gen. Roman Polko - były dowódca jednostki wojskowej GROM
- Migranci wykazują niebywałą agresję i podatność na instrukcje, które otrzymują od białoruskich służb specjalnych. Nie prosi się o azyl w ten sposób, że wyłamuje się płot, ktoś się przedziera siłą, atakuje służby mundurowe.
Kilkuset cudzoziemców wciąż koczuje po białoruskiej stronie w pobliżu przejścia granicznego w Kuźnicy. Nasze służby spodziewają się jednak eskalacji napięcia przy polsko-białoruskiej granicy. Co się może zdarzyć i czy w tej sytuacji możemy czuć się bezpiecznie?
Z byłym dowódcą jednostki wojskowej GROM generałem Romanem Polko rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: To nie pojawiło się nagle. Od wielu tygodni z niepokojem śledzimy to, co się dzieje w naszym regionie przy granicy z Białorusią, ale też na ulicach naszych miast, po których na przykład jeżdżą kurierzy z migrantami. Czy mamy się czego obawiać? Pytam o to przede wszystkim w imieniu mieszkańców Kuźnicy czy Szudziałowa, ale też innych przygranicznych miejscowości.
gen. Roman Polko: Nie można bagatelizować problemu. To jest strategia Putina realizowana przez Łukaszenkę. Chodzi o wypchnięcie migrantów po to, żeby Polska, Europa miały kolejny problem, by Putin mógł realizować swoją strategię dotyczącą już nie tylko przejęcia pełnej kontroli nad Białorusią, ale nad Ukrainą, i aby odgrywał rolę dominującego gracza, tak jak kiedyś to było za czasów Związku Sowieckiego.
Natomiast patrząc już bardziej regionalnie, to niestety widzimy, że to nie są migranci, którzy rzeczywiście są biedni, potrzebują pomocy, bo po pierwsze było ich stać na to, żeby wykupić bilet do Europy. Ci, którzy naprawdę potrzebują pomocy, zostali na miejscu i raczej tam tę pomoc trzeba byłoby kierować. Po drugie wykazują niebywałą agresję i podatność na instrukcje, które otrzymują od białoruskich służb specjalnych. Nie prosi się o azyl w ten sposób, że wyłamuje się płot, ktoś się przedziera siłą i atakuje służby mundurowe.
Natomiast z drugiej strony oczywiście warto zwrócić uwagę, że Polska nie zbagatelizowała tego problemu. Wiem, że stan wyjątkowy w rejonie przygranicznym jest naprawdę uciążliwy, ale dzięki temu jest większe poczucie bezpieczeństwa. Żołnierze, Straż Graniczna, WOT mogą wykonywać swoją misję i chronić naszej granicy bez obawy o to, że ktoś ich będzie atakował z drugiej strony.
Zwykły człowiek się zastanawia, jak to możliwe, że na oczach cywilizowanego świata jeden z dyktatorów tak cynicznie bawi się ludźmi, mając ich za nic, kpi sobie otwarcie z takiej świętości, jaką jest granica już nie tylko nasza państwowa, ale przecież unijna i natowska. Jak to jest możliwe?
Szczerze mówiąc, też tego nie rozumiem, a jeszcze mniej rozumiem Organizację Narodów Zjednoczonych, która tak jakby tego problemu nie dostrzegała. Do tej pory czy w 2015 roku przemytem, handlem ludźmi tak naprawdę zajmowały się organizacje przestępcze. Dzisiaj zostało to zinstytucjonalizowane, realizuje to Białoruś w dodatku przy wsparciu innych państw, przewoźników - chociażby członka sojuszu NATO Turcji. No bo skoro Turcja jest głucha na prośby polskich władz, ale też władz NATO, żeby jednak przyblokować ten proceder, żeby nie pomagać Łukaszence, to niestety, ale Turcja uprawia podobny proceder, tym razem wypuszczając migrantów chociażby na kierunku greckim, po to, żeby szantażować Europę i domagać się środków finansowych za to, że ten proceder zostanie zatrzymany.
Białoruś podąża tym tropem. Co ciekawe, nawet Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji, powiedział, że to jest słuszne, bo to się przecież należy i takie środki Europa powinna Białorusi wypłacić, jeżeli nie chce, żeby napływ imigrantów w dalszym ciągu był realizowany.
ONZ potępia, Unia Europejska potępia, nakłania Łukaszenkę do zmiany zachowania. Czy to wystarczy? Czy struktury unijne, natowskie powinny się w to zaangażować bardziej? I jak?
Zdecydowanie tak. Dobrze by było, żeby biurokraci przeszli do działań. Białoruś można zatrzymać w bardzo prosty sposób - blokując nie tylko przestrzeń powietrzną Białorusi, choć to już by wystarczyło, ale nawet blokadą gospodarczą. Białoruś jest gospodarczo bardzo związana z Europą. Rosja też jest za bardzo związana z Europą. Niestety wygrywają czasem interesy dwustronne, które zmniejszają skuteczność.
Ważna jest również spoistość NATO. Oczekiwałbym większej obecności np. w narracji i zrozumieniu polskiego głosu poprzez członków sojuszu NATO. Pewnie wtedy Organizacja Narodów Zjednoczonych także byłaby jednak bardziej zmobilizowana do konkretniejszych działań, które mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa chociażby ludziom w rejonie przygranicznym. Często ten temat jest pomijany, ale przecież tam mieszkają ludzie, którzy chcą żyć normalnie, spokojnie, a nie codziennie widzieć jakieś pałętające się grupy, przedzierające się przez płot, przez granicę, i zastanawiać się, czy wychodzić z domu, czy nie, czy mogę zostać zaatakowany, okradziony albo nawet zabity.
Na razie są deklaracje monitorowania sytuacji. Czy to pana zdaniem sprawia, że Łukaszenka, zamiast się wycofywać, czuje się coraz bardziej bezkarny? Podobno mówi, że u nas jest "żyzny grunt" do prowokacji.
Ten żyzny grunt nie wziął się z przypadku. Niestety nawet teraz, obserwując chociażby obrady naszych polityków, słychać brak spójnego, jednolitego działania. Marzy mi się jednak pełna zgoda w kwestiach bezpieczeństwa. No bo wtedy, kiedy ta narracja czy wojna propagandowa Łukaszenki święci triumfy na terenie Polski, kiedy w ten sposób buduje wspierającą go piątą kolumnę, to rzeczywiście warto w te słabe punkty, które zidentyfikował, jeszcze mocniej uderzać, bo to pozwala mu czuć się zwycięzcą, czuć, że osiąga sukces.
Klasa polityczna jest podzielona w sprawie kryzysu migracyjnego, ale też podzielone jest społeczeństwo. To nie służy rozwiązaniu tego konfliktu. À propos społeczeństwa, czy i ewentualnie jak powinno się w to angażować, żeby nie szkodzić? Myślę tutaj nie tylko o mieszkańcach przygranicznych miejscowości, ale też Warszawy czy Krakowa.
Zacznę od czynnika ludzkiego. Pomagajmy tym, którzy naprawdę tej pomocy potrzebują. Nie tym, którzy nas szantażują, terroryzują, którzy demolują granicę, plują na nasz mundur, atakują służby mundurowe, tylko tym, którzy potrzebują tej pomocy. A takich ludzi w regionach Bliskiego Wschodu, Afryki nie brakuje. Ale zazwyczaj ci ludzie nie mają środków finansowych, żeby tu przybyć.
Po drugie szanujmy nasze służby mundurowe. Nie pozwólmy na to, żeby ktoś pluł na polski mundur.
Nasze służby spodziewają się eskalacji napięcia przy granicy, zatem my tutaj zwłaszcza zastanawiamy się, co się może jeszcze zdarzyć. Dochodzą do nas niepokojące informacje, że Łukaszenka może zaatakować 11 listopada, w Święto Niepodległości, z dwóch stron - od granicy i od stolicy.
Łukaszenka jest determinowany, zresztą często taką strategię mają terroryści, żeby doprowadzić do jakichś ekstremalnych sytuacji, co najgorsze, myślę, że również i do rozlewu krwi, po to, żeby później rzucać kolejne oskarżenia pod adresem Polski. To jest coś, czego obawiamy się najbardziej, coś, co powoduje, że nawet kiedy w stronę naszych żołnierzy kierowana jest broń, oddawane są puste strzały, kiedy na naszą stronę nawet przechodzą "zielone ludziki", to naprawdę trzeba mieć stalowe nerwy, żeby to wytrzymać.
Ta eskalacja pewnie będzie miała miejsce i pewnie w takim czasie, kiedy będzie się wydawało Łukaszence, że czujność naszych służb będzie bardziej uśpiona. Ale tutaj mam niepokojący sygnał dla samego Łukaszenki - nic nie wskazuje na to, żeby nasi żołnierze, nasi pogranicznicy odpuścili. Nawet podczas świąt. Sam zresztą podczas misji doskonale zdawałem sobie sprawę, że właśnie tego typu święta jak święto narodowe, Bożego Narodzenia, Nowy Rok zawsze powodowały, że mieliśmy wzmożoną czujność i wykonywaliśmy zadania ze zdwojoną siłą.
Specjalsi, którzy dowodzą Wojskami Obrony Terytorialnej, doskonale znają ten sposób działania, ten sposób myślenia. Jestem przekonany, że dadzą sobie radę z tą trudną sytuacją.