Radio Białystok | Gość | Krzysztof Matys [wideo] - właściciel jednego z biur podróży w Białymstoku
Branża turystyczna może mieć duże problemy z powodu koronawirusa. Coraz więcej regionów i krajów wprowadza ograniczenia w ruchu turystycznym. Czy da się otrzymać zwrot pieniędzy za już opłaconą wycieczkę?
Rozprzestrzenianie się koronawirusa wpływa na zaplanowane wcześniej podróże i urlopowe wyjazdy. Jak ograniczyć ewentualne straty finansowe? O tym z Krzysztofem Matysem, włścicielem jednego z biur podróży w Białymstoku, rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Jaki wpływ na branżę, na to, co się dzieje w turystyce ma koronawirus?
Krzysztof Matys: Z uwagą obserwujemy rozwój sytuacji i z dnia na dzień wygląda ona coraz gorzej. Dochodzą kolejne kraje. Z całą pewnością już w tej chwili mnóstwo osób zastanawia się, co zrobić ze swoim urlopem, z wakacjami. Pojechać czy nie?
Niektóre kraje, takie jak na przykład Izrael, turystycznie popularne, zamykają granice dla osób, które w przeciągu ostatnich 14 dni były w Chinach. Zaczęło się od tych osób, które odwiedziły Chiny w przeciągu ostatnich dwóch tygodni, ale dokładane są kolejne kraje - w pierwszej kolejności Azja południowo-wschodnia, na przykład Tajlandia. Natomiast jeśli nie mamy w paszporcie potwierdzenia, że byliśmy w którymś z tych krajów, to do Izraela oczywiście wjedziemy.
Zaplanowaliśmy gdzieś podróż i okazuje się, że jednak lepiej się nie wybierać, bo stwierdzono tam przypadki koronawirusa. Czy są jakieś możliwości ograniczenia kosztów, które się poniosło?
Trzeba podzielić to na dwa przypadki. Jeśli turysta zarezerwował sobie sam wyjazd, co dzisiaj nie jest trudne - kupił przez internet bilety lotniczy, zarezerwował i zapłacił za hotel, za wynajęcie samochodu, ubezpieczenie itd., to w tym przypadku z jego punktu widzenia jest gorzej. Pojedynczy dostawcy usług turystycznych najprawdopodobniej nie będą chcieli zwracać pieniędzy.
Być może niektóre firmy, patformy internetowe czy właściciele hoteli w trosce np. o swoją dobrą markę podejmą decyzję korzystną dla klienta - na przykład, że zwracają całość lub część opłat. Standardowo jednak jest tak, że jeśli dziś turysta sam rezerwuje przez internet, to ma bardzo małe szanse na zwrot jakichkolwiek kosztów. Np. bilety lotnicze kupujemy przez internet najczęściej w najtańszej taryfie, takiej, która jest całkowicie bezzwrotna. Wtedy tracimy wpłacone pieniądze.
Czy można się od tego ubezpieczyć?
To bardzo dobre pytanie. Do tej pory chyba nikt nie zakładał takiego rozwoju sytuacji, więc standardowe ubezpieczenia na wypadek rezygnacji nie obejmowały takich przypadków. W tych ubezpieczeniach, które znam, takiego punktu nie znalazłem. Na rynku jest ubezpieczenie od kosztów rezygnacji z imprezy turystycznej. Zachoruję przed wyjazdem, nie mogę jechać? Wtedy takie ubezpieczenie pokrywa koszty.
Należy też rozróżnić ubezpieczenie od kosztów rezygnacji od ubezpieczenia leczenia w trakcie pobytu za granicą na wycieczce. Olbrzymia większość ubezpieczeń, które są na polskim rynku, obejmuje takie koszty leczenia w sytuacji, jaką mamy teraz.
W lepszej sytuacji są turyści, którzy zarezerwowali wycieczkę, wyjazd, wakacje z biurem podróży, ponieważ organizator turystyki w Polsce działa na podstawie ustawy o imprezach turystycznych a ta nakazuje mu zwrot wszystkich wpłaconych przez turystę opłat w przypadku, jeśli wystąpiły niespodziewane, nieuniknione, nadzwyczajne okoliczności, ale uwaga - w miejscu docelowym bądź najbliższym sąsiedztwie.
Ustawa ta działa od niedawna, od kilku lat i do tej pory nie mieliśmy podobnych przypadków, więc trudno rozstrzygnąć, jak np. w razie sporu będą rozstrzygały sądy. Czy koronawirus jest tym nadzwyczajnym przypadkiem i co to znaczy miejsce docelowe oraz jego najbliższe sąsiedztwo, bo kraje potrafią być duże. Czy ktoś na gruncie tej ustawy może oczekiwać zwrotu pieniędzy za wycieczkę do Rzymu, na którą nie chce jechać, z racji tego, że koronawirus jest w północnej części kraju?
Warto jeszcze wspomnieć o jednym niuansie. Prawo prawem natomiast jest też dobra praktyka biur podróży.
Wiceminister rozwoju podpisał taki swoisty dekalog, który wypracowali agenci biur turystycznych.
Opracowało to jedno ze stowarzyszeń. I dobrze, bo dobrych praktyk nigdy za dużo.
Z punktu widzenia biura podróży decyzja o odwołaniu wycieczki i zwrocie wszystkich wpłaconych pieniędzy swoim turystom i klientom nie jest łatwa. W tym przypadku to biuro podróży zapłaciło zaliczki albo już całość za hotele. W turystyce często płaci się z góry. To biuro podróży ma podpisane umowy z linią lotniczą i dokonane jakieś wpłaty, których linia lotnicza nie zwróci. Chyba że zawiesi połączenia w danym terminie do tej destynacji tak, jak się to stało chociażby z Chinami.
Ale na przykład na liście krajów, co do których ostrzeżenie wydał Główny Inspektor Sanitarny, mamy Japonię. Za chwilę zaczyna się tam szczyt sezonu turystycznego. Kwiecień, kwitnienie wiśni. Mnóstwo ludzi się tam wybiera, samoloty latają, połączeń nie anulują. Wykupiliśmy wycieczkę, biuro podróży ma zobowiązania. I teraz czy biuro podróży anuluje wycieczkę na kwiecień do Japonii i zwróci nam pieniądze, czy nie?
W każdym przypadku będzie to indywidualna decyzja konkretnego biura.
Czyli codzienna lektura komunikatów.
Należy zachować zdrowy rozsądek. Wyobrażam sobie, że dziś przez cały dzień będą telefony od turystów, klientów do biur podróży, którzy będą pytali o możliwość odwołania wycieczki we wrześniu albo w październiku czy przeniesienia jej na inny kierunek. Ktoś ma wycieczkę załóżmy na wrzesień do Włoch i będzie pytał o możliwość jej przeniesienia.
Radziłbym się na razie wstrzymać, bo we wrześniu możemy mieć zupełnie inną sytuację. Jeśli nie uda się zatrzymać wirusa, to skąd możemy wiedzieć, które kraje będą niebezpieczne we wrześniu? Ale liczymy na to, że już lada moment sytuacja się unormuje i uspokoi, bo przecież jesteśmy w przededniu dużego sezonu turystycznego - kwiecień, długi weekend majowy, później długi weekend czerwcowy.