Radio Białystok | Gość | Jarosław Gowin - wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego
- Nasz rząd stara się równoważyć transfery adresowane do mniej zamożnej części społeczeństwa z otwieraniem perspektyw dla szybkiego rozwoju i dla zwiększania się zamożności także tzw. klasy średniej.
Płaca minimalna a nauka i przedsiębiorcy - o tym z wicepremierem Jarosławem Gowinem rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Ile będzie pan płacił słuchaczom studiów doktoranckich?
Jarosław Gowin: Ci słuchacze, już nie studiów a szkół doktoranckich, otrzymają naprawdę solidne stypendia. Po dwóch latach, po ocenie śródokresowej będzie to już około 3500 zł na rękę. Uważam, że trzeba inwestować w najzdolniejszych młodych ludzi. Państwo, które nie inwestuje w naukę, nie inwestuje w młode pokolenie talentów, nie rozwija się.
Ale to będzie jedynie 700 zł więcej niż najniższa pensja, licząc na rękę. To jaka jest zachęta do tego, żeby się uczyć?
Trzeba pamiętać, że w tej chwili większość doktorantów w ogóle nie ma stypendiów. To po pierwsze. Te stypendia, które są, są zdecydowanie niższe niż minimalne wynagrodzenie. Poza tym rzeczywiście rząd zdecydował się dosyć szybko podnosić minimalne wynagrodzenie. Nie wykluczam, że w ślad za tym będziemy podnosić także stypendia doktoranckie.
Generalnie rzecz biorąc, chcę powiedzieć, że po okresie tych kończących się czterech lat, kiedy bardzo szybko wzrosły wynagrodzenia w sferze rynkowej, nadchodzą kolejne lata, kiedy trzeba dużo większą wagę przyłożyć do wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej. Niektóre grupy w sferze budżetowej otrzymały wynagrodzenia, niektóre niestety ciągle nie. Ale nawet tam, gdzie nastąpił wzrost, na pewno nie jest on satysfakcjonujący.
A nie deprymuje pana fakt, że tak mocno inwestuje się w najniższe wynagrodzenia a przecież są całe grupy, które będą chciały więcej zarabiać. Bo skoro bez wykształcenia, skoro na starcie ma się 4000 zł, to może być to kłopotliwe. Skąd zatem pieniądze? Bo przecież na naukę nie wydajemy specjalnie dużo.
Te 4000 zł jako minimalne wynagrodzenie to stawka, która wejdzie w życie od roku 2024. Na razie będzie to 2600. Oczywiście nie powinniśmy zapominać o tych, którym jest najtrudniej w życiu. Natomiast trzeba też mieć świadomość, że dla dynamicznego rozwoju Polski nie możemy tracić talentów. Nie możemy tracić wysoko wykwalifikowanych specjalistów, naukowców, inżynierów stanowiących kadrę kierowniczą w zakładach przemysłowych.
Nasz rząd stara się równoważyć transfery adresowane do mniej zamożnej części społeczeństwa z otwieraniem perspektyw dla szybkiego rozwoju i dla zwiększania się zamożności także tak zwanej klasy średniej.
Ale będzie pan musiał się domagać większych nakładów na naukę, żeby móc kompensować większe nakłady na dosyć mało zarabiających ludzi.
To prawda. Nakłady na naukę będą rosły, bo wzrost coroczny w stosunku do PKB jest wpisany do ustawy. Natomiast nie wykluczam, że jeżeli tempo rozwoju gospodarczego będzie w najbliższych latach tak dynamiczne jak w ciągu ostatnich kilku, to będzie można też przeznaczyć większe nakłady na naukę. Nawet przy tym wzroście wpisanym w ustawę, nie są one jakoś bardzo imponujące.
Tym bardziej, że premier nakreśla bardzo poważne wyzwania związane z unowocześnienie gospodarki. A tego bez kadry wysoko wykształconej, dobrze przygotowanej, kreatywnej nie da się zrobić.
Mam pan redaktor rację. Od czterech realizujemy strategię odpowiedzialnego rozwoju zwaną potocznie planem Morawieckiego. Ten plan polega w ogromnej mierze na tym, żeby pchnąć polską gospodarkę na tory innowacyjności, bo tam, gdzie są innowacyjne produkty, tam poziom zysku jest większy, można więcej płacić pracownikom. Natomiast nie da się stworzyć innowacyjnych produktów bez ścisłej współpracy między biznesem a światem naukowym.
Ostatnio zaiskrzyło pomiędzy światem biznesu a światem polityki. Myślę o potencjalnych wzrostach opłat na ZUS itp. Nawet pan premier odgraża się, że jeśli stawki ZUS-owskie będą zbyt szybko rosły, to zamierza się pan podać do dymisji.
Nie. Chciałbym doprecyzować. Ja powiedziałem, że nie ma, nie było, nie będzie też żadnych planów radykalnego podniesienie ZUS-u. Takie plany próbowała nam wmówić opozycja i część mediów. W ostatnią sobotę pan premier Morawiecki przedstawił w Katowicach już szczegółowe wyliczenia dotyczące ZUS-u dla przedsiębiorców.
Ogromna większość przedsiębiorców będzie miała ZUS liczony tak jak do tej pory, czyli jako ryczałt od przeciętnego wynagrodzenia. Natomiast te najmniejsze firmy, będzie ich około kilkuset tysięcy, będą płacić ZUS zdecydowanie niższy.
Czyli dymisja panu nie zagraża?
Panie redaktorze, o tym, kto będzie ministrem w następnej kadencji, to nie nam politykom decydować. Teraz głos należy do suwerena, czyli do narodu.
Ale cały czas trzeba mieć na horyzoncie sferę biznesu. Czy nie zaskoczyło pana, że propozycje wzrostu minimalnej pensji dokonały się poza konsultacjami?
Takie konsultacje przebiegały na szczeblach kierownictw poszczególnych partii Zjednoczonej Prawicy. Pan redaktor zapewne nawiązuje do wypowiedzi pani minister Jadwigi Emilewicz, mojej prawej ręki w Porozumienia, zresztą wybitnie zdolnej minister. Pani minister na razie nie należy do kierownictwa koalicji, więc była poinformowana o planach podniesienia minimalnego wynagrodzenia wtedy kiedy pozostali ministrowie.
Stąd ta różnica zdań i opinii?
Nie ma żadnej różnicy zdań między mną a panią minister Emilewicz. Są pewne różnice między nami a koleżankami i kolegami z Prawa i Sprawiedliwości. Ale są one naturalne w obrębie koalicji - takie różnice, które w moim przekonaniu wzbogacają rząd i obóz Zjednoczonej Prawicy.
Politycy tacy jak Jadwiga Emilewicz czy Jarosław Gowin są od tego, żeby reprezentować interesy tzw. klasy średniej, czyli ludzi wykonujących te zawody, które wymagają wysokiego wykształcenia, ludzi, którzy są najbardziej kreatywni. Natomiast równocześnie jako cały obóz przez cztery lata zrobiliśmy naprawdę bardzo dużo, żeby poprawić sytuację najsłabiej uposażonych grup społecznych.
Zgodnie z różnymi teoriami przynosi to najwięcej zysku politycznego, bo jeśli się podnosi najniższe pensje, to bardzo szybko rośnie grupa ludzi zadowolonych.
To nie jest aż takie proste. Poza tym my politycy nie jesteśmy tylko od tego ani przede wszystkim od tego, żebym dbać o poparcie. Jesteśmy od tego, żeby służyć ludziom, żeby zmieniać Polskę na lepsze, żeby wprowadzać zmiany, które służą jak największej liczbie Polaków.
Zdaję sobie sprawę z tego, że naszej rozmowie przysłuchuje się wielu przedsiębiorców i że część z nich czuje się zaniepokojona tak szybkim tempem wzrostu minimalnego wynagrodzenia. Będziemy to obserwować. Przygotowujemy rozmaite rozwiązania, które powinny ułatwić funkcjonowanie polskich firm.
Każdy odpowiedzialny rząd stara się dbać o to, żeby rozwijały się i małe firmy, i średnie, i duże, żeby dobrze były realizowane interesy i pracowników, i pracodawców.
Mam przekonanie, że w ciągu tych czterech lat na pewno nie wszystko nam się udało, ale generalnie rzecz biorąc, zmiany poszły w dobrą stronę, a 13 października okaże się, jak oceniają to Polacy.