Radio Białystok | Gość | Jarosław Dworzański - były członek PO
- Na forach internetowych, na portalach społecznościowych, otrzymałem przynajmniej trzy propozycje zmiany szyldu - mówi Jarosław Dworzański.
Po ostatnich wyborach wewnętrznych w Platformie Obywatelskiej na Podlasiu oddał legitymację. Przewodniczący sejmiku województwa podlaskiego Jarosław Dworzański zrezygnował z członkostwa w PO. Dlaczego? O tym z Jarosławem Dworzańskim rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Spodziewał się pan, że w polityce obowiązuje dobry smak?
Jarosław Dworzański: Bardzo często tak było, starałem się zawsze w polityce postępować tak, by tego dobrego smaku nie brakło, jak widzę, jest to cytat z mojej konferencji. Koledzy podsuwali mi bardziej soczyste określenia, ale nie skorzystałem z tego.
Czyli bardzo oględnie określił pan swoje wystąpienie z Platformy Obywatelskiej. Jak to tłumaczyć?
Tak jak powiedziałem - pewne granice zostały przekroczone. Moje kandydowanie w wyborach do władz Platformy na funkcję delegata był to taki w sumie symboliczny gest, takie karciane "sprawdzam".
Co pan chciał sprawdzić?
Chciałem sprawdzić swoją pozycję w Platformie, chciałem sprawdzić stosunek kierownictwa Platformy do mnie, jak pan widzi ten sprawdzian wyszedł tak, jak wyszedł. Złożyłem z jednej strony protest wyborczy, z drugiej strony rezygnację z członkostwa w Platformie. Oczywiście protest już mnie mniej interesuje, jest to zadanie dla władz Platformy.
Ale kto będzie ten protest rozpatrywał?
Ja bym tutaj dwojako spojrzał na sprawę, bo z jednej strony kierowany jest protest do regionalnej komisji wyborczej, ale z drugiej strony powinien się tym zainteresować rzecznik dyscypliny partyjnej, ponieważ to jest rzeczywiście gra na osłabienie wizerunku partii. Przecież wysyłanie tego typu informacji do wyborców, do członków Platformy w sytuacji, kiedy partia walczy o wolne wybory w kraju, jest co najmniej kuriozalne.
W tym piśmie, które zostało rozesłane do delegatów wskazywano konkretnych ludzi, których trzeba wybrać, jako delegatów.
Dokładnie tak. Ja przypomnę, że ta funkcja delegata, to jest reprezentacja białostockiej Platformy na konwencji krajowej w Warszawie, w radzie regionu i w radzie powiatu. A zatem taka funkcja honorowa, a nie praktyczna. No i tego też mi zabrakło. Ja bym nie przywiązywał zbyt dużej wagi do wyniku wyborczego, bo on nie był istotny, miałem wszak dylemat, ponieważ od razu chciałem zrezygnować z udziału w tych wyborach po otrzymaniu tego maila, niemniej jednak nie mogłem zrobić zawodu tym wszystkim, którzy chcieli zaprotestować przeciwko takim metodom i zagłosować na mnie. Wynik 26 głosów plus pięć głosów nieważnych, na których też byłem zaznaczony, więc jest to około 30 osób w Platformie białostockiej, które myślą podobnie jak ja, spośród 120 czy 130 głosujących. To nie jest już imponująca liczba, Platforma staje się wąską partią kadrową, przestaje być partią obywatelską, więc idą nowe czasy.
Ale to oznacza, w pana opinii, że całe wybory powinny zostać uznane za nieważne?
Nie całe wybory, tylko w tej części dotyczącej delegatów. Ponieważ informacja o tym, żeby głosować na 30 członków Rady Powiatu nikomu nie szkodziła, ponieważ na 30 miejsc zgłoszonych było 30 osób. A zatem osoba, która kandydowała, głosująca sama siebie tylko i wyłącznie otrzymująca jeden głos, wchodziła.
Ale jakie to wybory? Marnie to trochę wygląda, że jest 30 kandydatów, jest jeden na przewodniczącego zarządu białostockiego, jeden kandydat na szefa regionu, to jaki wy mieliście wybór?
Ja podgrzałem trochę atmosferę zgłaszając swoją kandydaturę i widziałem, że koledzy z kierownictwa partii nie wytrzymali tego ciśnienia i czyniąc gwałtowne ruchy nieprzemyślane, bo to przecież trudno nazwać inaczej wysłanie takiego maila, który trafia do mnie, do mojej żony.
Żona miała głosować przeciwko panu?
Żona miała głosować przeciwko mnie. No proszę sobie wyobrazić ciekawą sytuację. Moja żona jest także w Platformie i dzisiaj ona jest w Platformie, a ja już poza, mamy taką sytuację rodzinną.
Oczekiwania są takie, że powinien pan zrezygnować z przewodniczenia sejmikowi samorządowemu województwa podlaskiego.
Słyszałem tę wersję, zresztą rozmawiałem z przewodniczącym Tyszkiewiczem, co prawda nie było o tym mowy, nie mogłem rozmawiać z marszałkiem i zarządem województwa, więc porozmawiam z marszałkiem województwa i z członkami zarządu w środę, na temat dalszego funkcjonowania w tej koalicji.
Bo zrezygnował pan z członkostwa w Platformie, ale nadal popiera pan koalicję PO-PSL w sejmiku.
To jest dziecko, które się przy mnie rodziło, natomiast kluby Platformy i PSL mają jednego członka mniej. Platforma Obywatelska ma 7 członków, Polskie Stronnictwo Ludowe dziewięciu. Ciągle jeszcze jest większość, ale już tylko wymagana. ponieważ brak jednego głosu tworzy sytuację bardzo trudną.
Czyli jest pan takim języczkiem u wagi?
Sporo od tego zależy. Ja nie upieram się przy funkcji przewodniczącego sejmiku, aczkolwiek zwracam uwagę na to, że wraz z moją rezygnacją z przewodniczenia w sejmiku województwa - województwo podlaskie traci członka zarządu Związku Województw Rzeczypospolitej Polskiej, którego ja jestem członkiem i nie jest to funkcja, która należy się przewodniczącemu podlaskiego sejmiku. Jest to funkcja pochodząca z wyboru wśród wielu kandydatów, byłem jednym z tych, którzy zostali na tę funkcję wybrani. Także warto to rozważyć, to jest bardzo istotny element pracy samorządu, współpracy z rządem i warto byłoby to dla naszego województwa utrzymać.
Ale z ploteczek, które docierają wynika, że pan jakoś się próbuje dogadać się z prezydentem Białegostoku, czy z innymi, że na horyzoncie ma pan przejście teraz do Nowoczesnej, szukał pan pretekstu, żeby taki manewr wykonać.
To ciekawe, co pan mówi. Aczkolwiek chyba coś w tym musi być, ponieważ na forach internetowych, na portalach społecznościowych, otrzymałem przynajmniej trzy propozycje zmiany szyldu, więc może coś w tym jest.
Natomiast jeżeli chodzi o prezydenta Białegostoku, jestem z nim w znakomitych relacjach od początku pełnienia przez niego tej funkcji, cieszę się bardzo, że mogliśmy razem współpracować. Zachęcam prezydenta do kandydowania na następną kadencję, bo uważam, że lepszego kandydata nie znajdziemy i na tym się na razie kończy nasza współpraca. Prezydent nie jest członkiem żadnej partii, byłem kiedyś doradcą pana prezydenta do spraw unijnych, trzeba było to jakoś zakończyć, były takie oczekiwania. Nie trzeba było mnie odwoływać, zrezygnowałem. A z prezydentem dalej jestem w znakomitych relacjach.
I podobnie może być z przewodniczeniem sejmikowi.
Oczywiście, jeżeli będzie taka potrzeba, sam uznam, że dla dobra naszego samorządu województwa, należy to zrobić, to to zrobię. Aczkolwiek nie wiem, czy to jest potrzebne. Myślę, że ta najbliższa grudniowa, trudna w sumie, sesja budżetowa wymaga sprawności, wymaga doświadczenia, więc może ją poprowadzę, jeżeli mi pozwolą. Natomiast jeżeli będzie jakaś silna presja, to nie widzę powodu, żeby się przy tym upierać.